Jak przestać się martwić i być przygotowanym na wszystko – czyli w oparach absurdu cz. 7

Jak przestać się martwić i być przygotowanym na wszystko to kolejny punkt na mojej liście absurdów.

Jak przestać się martwić, kiedy mamy głęboko zakorzeniony nawyk myślenia o tym, co zrobiliśmy źle, co inni sobie o nas myślą, co złego może spotkać nas albo naszych najbliższych.

Spróbuję odpowiedzieć na pytania, jak odróżnić zamartwianie się od prób przewidywania tzw. nieoczekiwanych sytuacji i jak to pogodzić, by nie tracić czasu na niepotrzebne ruminacje. A także, jak zająć się swoimi zamartwieniami, skoro już się pojawiają.

 

Skąd się biorą zmartwienia?

Skąd się biorą zmartwienia? Czasami z braku wiary we własne siły, często z błędnych przekonań. U mnie zapewne z potrzeby poczucia kontroli, z chęci bycia przygotowaną na wszystko. Mój mąż zawsze mówi, że jak już nie mam się czym martwić, to martwię się, że się nie martwię.

Tymczasem ja próbuję dobrze zaplanować działania i przewidzieć różne scenariusze, także te najgorsze i przygotować się na nie. Jak już tak się rozpędzę w snuciu tych czarnych wizji, to mąż przypomina mi o tym, że jeszcze może spaść meteoryt. O tak i wtedy wracam do pytania „po co?”. Po co się martwić na zapas? Czy nie szkoda na to czasu? Czy nie szkoda energii, by roztrząsać to wszystko, co może nawet się nie wydarzyć?

 

Martwisz się, czy przewidujesz?

Popełniłaś błąd, masz przed sobą publiczne wystąpienia, czy inne trudne zadanie albo zaskoczyły Cię nowe okoliczności. Nachodzi Cię tysiąc myśli pełnych wyrzutów sumienia, samobiczowania albo obaw. Nie możesz spać. Czy to zamartwianie się, czy szukanie rozwiązań? Czy to zamartwianie się, czy przewidywanie? Christophe Andre podpowiada, by dowiedzieć się, czy nasze myśli to zamartwianie czy tzw. ruminacje musimy zadać sobie trzy pytania:

  • Czy od kiedy myślę o tym problemie, pojawiło się jakieś rozwiązanie?

 

  • Czy od kiedy myślę o tym problemie, czuję się lepiej?

 

  • Czy od kiedy myślę o tym problemie widzę klarowniej, czy mam większy dystans?

 

Jeśli zapętlasz się w obawach, czujesz się coraz gorzej, jesteś coraz bardziej spięta i nie widzisz rozwiązań, to zdecydowanie poddałaś się zmartwieniom. Jeśli w Twoich rozważaniach dominuje zwątpienie, brak wiary we własne siły, zaczynasz czuć się  jak w sytuacji bez wyjścia, wówczas sama zamykasz sobie drogę, by znaleźć efektywne rozwiązanie, czy plan działania.

 

Jak nie dopuszczać do zamartwiania się

Zamartwianie się większości z nas przychodzi tak naturalnie, że niemożliwym jest całkowicie się go pozbyć. Co jednak możesz zrobić, aby przynajmniej w pewnych sytuacjach ograniczyć jego rozmiary:

 

  • Nie bierz na siebie zbyt wiele – skończ z perfekcjonizmem. Nadmiar obowiązków z pewnością może przysporzyć zmartwień, do tego jeśli  to, czego się podejmujesz musi być zrobione na 100% to prosta droga do frustracji i zmartwienia – dlatego odpuść i rób tyle, ile możesz – mierz siły nad zamiary.

 

  • Nie odkładaj spraw na później, czy też na ostatnią chwilę. Jeśli znasz swoje priorytety, to zaplanuj działania tak, by zająć się nimi w pierwszej kolejności, po to, by nie martwić się, że z czymś nie zdążysz, że nie wywiążesz się ze zobowiązań.

 

  • Zrób to od razu. Jeśli dane zadanie nie wymaga jakiś specjalnych przygotowań, ale jest dla Ciebie wyjątkowo trudne, niewygodne, czy nieprzyjemne, zrób je od razu. W przeciwnym razie będzie wisieć nad Tobą i zaprzątać Twoje myśli, przez co tracisz energię na coś, co możesz mieć już dawno z głowy. Na przykład chcesz poprosić o pomoc znajomego. Zamiast się martwić, co jeśli Ci odmówi, to zapytaj od razu. Będziesz wiedziała, na czym stoisz i będziesz miała czas, aby w razie czego szukać innego rozwiązania.

 

  • Weź poprawkę na to, że nie masz wpływu na to, co inni o Tobie pomyślą. Myślę, że generalnie przeszacowujemy to, że inni o nas myślą :).

 

  • Przyjmij do wiadomości, że nie masz wpływu na wiele spraw, ani na zachowanie innych.

 

A co, kiedy już lawina zmartwień ruszyła?

 

Jak przestać się martwić i znajdować rozwiązania?

Zakładając, że to w ogóle możliwe i  już wiesz, że te wszystkie myśli, które Cię nachodzą to ruminacje, a czarne scenariusze, jakie wymyślasz pogrążają Cię i nie pozwalają konstruktywnie myśleć,  warto zastosować  poniższe rozwiązania:

 

  • Co najgorszego może się stać?

Zadaj sobie to pytanie, a odpowiedzi najlepiej zapisz.Po pierwsze nie jesteś w stanie przewidzieć wszystkiego. Ale gdy już masz listę potencjalnych zdarzeń, zastanów się, na co masz wpływ, a na co nie? Jak możesz ich uniknąć, jak się na nie przygotować albo czy możesz je po prostu zaakceptować?

 

„Gdy stajesz przed jakimś problemem, to zdaj siebie najpierw pytanie: Co najgorszego może się wydarzyć? Potem przygotuj się, by to zaakceptować. A kiedy to już się stanie, przystąp do poprawiania tego, co najgorsze”

Dale Carnegie

 

  • Trzymaj się faktów i rachunku prawdopodobieństwa

Znane Ci jest z pewnością powiedzenie przypisywane Markowi Twainowi, że większość rzeczy, którymi się martwimy, w ogóle się nie zdarza. Jakie jest zatem prawdopodobieństwo, że dziś w Twoim mieście spadnie meteoryt? Myślę, że podobne do tego, z jakim wydarzy się Twój najczarniejszy scenariusz. Czy utrata pracy naprawdę oznacza, że nie będziesz mieć co jeść?

 

 

„Umysł człowieka martwiącego się to umysł zdezorientowany, rozkojarzony i zastanawiający się bez sensu nad wieloma kwestiami niemającymi związku z rzeczywistością”

Arthur R. Pell

 

 

  • Wyznacz sobie czas – np. 15 minut na zamartwianie się

Gdy już pogrążysz się w zmartwieniach ustal ze sobą, że teraz przeznaczasz czas na to by, się pomartwić. Wtedy wróć do punktów 1 i 2.

 

  • Terapia zajęciowa, czyli spróbuj zająć umysł czymś innym

Zamiast przed zaśnięciem martwić się, zastosuj praktykę trzech pozytywych rzeczy, którą znajdziesz tutaj. W ciągu dnia wykorzystaj energię na zadania – jeśli masz się czym zająć, nie dopuścisz zmartwień do siebie – spróbuj jednocześnie pomnożyć 14×4 i myśleć o tym, co ugotować na obiad.

 

  • Czy ten problem będzie miał znaczenia za rok a nawet za miesiąc.

Spróbuj zestawić swoje problemy z tym, z czym borykają się inni albo z perspektywy 80 latka – spójrz bardziej globalnie. Zastanów się, czy musisz czekać na wojnę by, zacząć cieszyć się życiem? Jakie znaczenie będzie miało za rok to, czym martwisz się dziś?

 

„Nie możesz przewidzieć, możesz się przygotować. Doświadcz mocy decyzji opartych o bezpieczeństwo zamiast o martwienie się, gotowość zamiast wątpliwości, o dostatek zamiast braku”

Kathy Gates

 

Jak przestać się martwić i być przygotowanym na wszystko?

Jeśli podobnie jak ja masz tendencje do zamartwiania, to doskonale wiesz, że trudno w pierwszym odruchu nie poddać się czarnym myślom. Jednak osobiście stosując powyższe rozwiązania zauważyłam, że coraz rzadziej wpadam w to błędne koło. Nie oznacza to, że gdy napotykam problem, to nie zdarzają mi się bezsenne chwile. Ale spokojnie udaje mi się odsunąć czarne wizje. Daję sobie ten przysłowiowy kwadrans –  pytam siebie, co najgorszego w tej sytuacji może się stać, szukam rozwiązań, zastanawiam się, co ja mogę zrobić i planuję. A najczęściej szkoda mi już czasu na roztrząsanie – mówię sobie „Będę się tym martwić, jak się wydarzy”.

Dzięki temu trzymam galopujące myśli na wodzy, oswajam się z najgorszym i jeśli to możliwe staram się mieć plan awaryjny.

 

W całym tym absurdzie chodzi o to, by nie olać, zlekceważyć problem, czy żyć lekkomyślnie, ale przewidywać, zastanowić się nad tym, na co mam wpływ, a jeśli go nie mam, przejść nad tym do porządku dziennego i ewentualnie mieć plan B. Czym innym jest dogłębna, rzetelna i oparta na faktach analiza sytuacji i próba przygotowania się na różne ewentualności, czym innym przejmowanie błahostkami, czy sprawami, na które nie mamy wpływu.

 

Przypomnij sobie trudne sytuacje, z jakimi do tej pory się uporałaś. Skoro tego dokonałaś, to dlaczego nie miałabyś sobie poradzić i tym razem.

Zawsze też warto zadać sobie pytanie, czy to czym martwię się dzisiaj będzie miało znaczenie za miesiąc, za rok, za pięć lat?

 


Pozostałe posty z cyklu „W oparach absurdu”:

Jak być młodym i doświadczonym, dojrzałym i naiwnym, czyli w oparach absurdu cz.2

Jak okazywać emocje i mieć je pod kontrolą? – czyli w oparach absurdu cz.3

Jak pomagać innym i nie dawać się wykorzystywać? – czyli w oparach absurdu cz.4

Mamy być konsekwentni i żyć zgodnie z zasadami, a jednocześnie pozostać elastyczni-czyli w oparach absurdu cz.5

Mamy wyznaczać cele, czy przyjmować życie takim, jakie jest? – czyli w oparach absurdu cz. 6

Mamy żyć prosto, a jednocześnie chcieć coraz więcej – czyli w oparach absurdu cz. 8

Mamy skończyćperfekcjonizmem a jednocześnie się rozwijać, robić postępy, realizować cele, czyli w oparach absurdu cz.9


 

Miłego dnia

Gracjana

 

PS.  Jeśli potrzebujesz podyskutować na temat równowagi w Twoim życiu zapraszam do grupy Work Life Balance w praktyce na Facebooku

10 sygnałów, że perfekcjonizm zaburza Twoją równowagę

Perfekcjonizm zaburza równowagę. Albo z drugiej strony utrudnia dążenie do niej.

Jako perfekcjonista akceptujesz tylko jeden właściwy rezultat i jedyną słuszną drogę do niego. Przez to ucieka Ci mnóstwo szans. Tymczasem zbyt długie planowanie, analizowanie, skupianie się na szczegółach wydłuża czas dotarcia do celu.

Albo nie wprowadzasz zmian, bo nigdy nie jesteś odpowiednio przygotowana, nie akceptujesz półśrodków, przez co trudno Ci zrobić pierwszy krok. Do tego obawiając się porażki, frustracji, błędów unikasz podejmowania działań, które docelowo mogłyby pozytywnie wpłynąć na jakość Twojego życia, Twoich relacji itd.

Funkcjonowanie w ciągłym napięciu, ale też lęku odbija się na Twoim zdrowiu, począwszy od bólu głowy poprzez bóle kręgosłupa, niższą odporność spowodowaną wyższym poziomem kortyzolu w organizmie.

Być może towarzyszy Ci przekonanie, że wszystkim musisz zająć się sama i że jesteś jedyną osobą, która wykonana zadanie właściwe. Stąd prosta droga do pracoholizmu, który zdecydowanie kłóci się z równowagą.

 

10 sygnałów, że perfekcjonizm zaburza równowagę

1. Skupiasz się na jednej dziedzinie.

Próbujesz „dopieścić” każdy szczegół, przez co nie dajesz sobie czasu ani przestrzeni na zajęcie się innymi sprawami.

2. Próbujesz być doskonała w każdym aspekcie życia.

Żyjesz w poczuciu frustracji, lęku, poczuciu winy, że nie jesteś w stanie działać zgodnie ze swoimi wysokimi standardami.

3. Nie przyjmujesz informacji zwrotnej.

Masz swoje wysokie standardy i sztywne zasady. Perfekcjoniści są czuli na opinie innych ludzi, dlatego tak trudno pogodzić im się z krytyką, a nierzadko zwykłą informację zwrotną traktują jak krytykę.

4. Jesteś krytyczna w stosunku do innych.

Mierzysz innych swoją miarą, masz wobec nich równie wysokie oczekiwania. Nie bierzesz po uwagę, że coś może być dla kogoś wystarczająco dobre albo że to, co dla Ciebie jest ważne, dla innych nie ma znaczenia.

5. Odkładasz działanie na później.

Nigdy nie jesteś odpowiednio przygotowana, nigdy wystarczająco dobra,  aby wreszcie zacząć. Do tego wciąż obawiasz się porażki.

6. Nie wybaczasz sobie błędów.

Biczujesz się po każdej pomyłce. Przeceniasz wpływ Twoich błędów, za to pozwalasz, aby błędy wpływały na Twoje poczucie wartości.

7. Cieszysz się z porażek innych.

Nieustannie porównujesz się z innymi i jeśli idzie Ci gorzej niż innym, trudno Ci się z tym pogodzić.

8. Działasz na zasadzie „wszystko albo nic”.

Czyli angażujesz się na 100% albo wcale, robisz coś bardzo dokładnie albo wcale, czyli częściej wcale.

9. Nie prosisz o pomoc.

Proszenie o pomoc jest przyznaniem się do słabości.

10. Uważasz, że brak równowagi to cena za sukces.

Oczywiście sukces bywa okupiony ciężką pracą, ale w przypadku perfekcjonizmu często oprócz ciężkiej pracy wykonujesz pracę niepotrzebną, zbędną. A ten czas mogłabyś poświęcić na coś, co przybliża Cię do równowagi i  sprawia Ci przyjemność.

 

Jak perfekcjonizm zaburza równowagę u mnie

Dla mnie sygnałem, że perfekcjonizm zaburza równowagę był fakt, że nie mogę nie myśleć o popełnionych błędach. Wiązało się to z bezsennymi nocami, podczas których biczowałam się za pomyłki, rozdrapywałam rany itd. Ponadto umknęło mi wiele szans, gdyż nie podjęłam się wielu działań raz z obawy przed krytyką, dwa bo nie byłam wciąż gotowa, przygotowana itd.

W końcu to jednak do mnie dotarło i po prostu przede wszystkim odpuściłam sobie, przyznałam sobie prawo do popełniania błędów, spojrzałam na siebie łaskawszym wzrokiem. Wciąż zdarza mi się zapętlić i odrobinę pobiczować, ale błędy i pomyłki nie spędzają mi snu z powiek. Po pierwszym „ataku paniki” staram się po prostu znaleźć rozwiązanie, naprawić błąd, działać i żyć dalej bez uszczerbku na dobrym samopoczuciu i samoocenie.

A  jak jest u Ciebie?

Miłego dnia

Gracjana

PS. Jeśli potrzebujesz podyskutować na temat równowagi w Twoim życiu zapraszam do grupy Work Life Balance w praktyce na Facebooku