Czasem słońce, czasem deszcz, czyli optymizmu można się nauczyć

Czasem słońce, czasem deszcz. Czy ktoś jeszcze pamięta, że to tytuł bollywoodzkiej superprodukcji sprzed lat 🙂 .

Czasem słońce, czasem deszcz. Lubię powtarzać sobie to zdanie, kiedy ciemne chmury pojawiają się nad moją głową. Kiedy nic nie idzie po mojej myśli, wszystkie zbiegi okoliczności są na moją niekorzyść i w moim życiu pojawia się chaos.

Kiedyś uważałam się za wyjątkowo pechową osobę. Myślałam, że świat jest przeciwko mnie. Aż do pewnego momentu. Pewnego lata byliśmy jeszcze wtedy z nie – mężem na wakacjach. Po wspólnym pobycie każde z nas rozjeżdżało się jeszcze do swoich rodzinnych miast. Podróżowaliśmy koleją i jak to często bywa, przesiadki nam nie zagrały i wylądowaliśmy w środku nocy na dworcu w Stalowej Woli, skąd każde z nas miało już wyruszyć do swoich rodzin. Oczywiście mój jeszcze wtedy nie – mąż miał pociągów od koloru do wyboru. Ja na rozkładzie jazdy znalazłam tylko jeden z tajemniczą małą cyferką, która oznaczała, że pociąg ten jedzie tylko raz w roku!!! Okazało się, że to właśnie ten dzień!!!

Wówczas uświadomiłam sobie, że do tej pory skupiałam się tylko na tych negatywnych zbiegach okoliczności, które tylko utwierdzały mnie w przekonaniu, jakim to jestem pechowcem. Ta sytuacja pokazała, że pewnie tyle samo pozytywnych zbiegów okoliczności mi się przydarza. Pytanie tylko, na których koncentruję swoją uwagę.

 

Czasem słońce, czasem deszcz – czyli równowaga to nie to samo co szczęście

 „Nie ma sensu modlić się o to, by nieszczęście w nas nie uderzyło, to niemożliwe. Raczej prośmy, byśmy doświadczali tylko zwykłych nieszczęść i potrafili przez nie przechodzić”

Christophe Andre

To oczywiste, że życie jest pełne zarówno pozytywnych jak i przykrych niespodzianek.

Stoicy radzą, by zaakceptować fakt, że niepomyślne wydarzenia są po prostu częścią życia. Co nie znaczy, że należy się im poddać biernie. Jednak nie warto żyć złudzeniem, że nas ominą.

W dążeniu do równowagi nie chodzi wcale o poczucie permanentnego szczęścia. Chodzi za to o to, by zostały zachowane odpowiednie proporcje.

Przeprowadzono badania, w których uczestnicy otrzymywali sygnał na swoją komórkę około 10 razy na dzień i ich zadaniem było określić jako emocję (przyjemną, czy nieprzyjemną) w danym momencie odczuwali. Dane zebrane w tych badaniach wykazały, że optymalny współczynnik (dla osób nie będących w depresji, czy w okresie wzmożonego stresu) to trzy emocje pozytywne na jedną negatywną.

 

Jaki mamy wpływ na to, by te proporcje zachować?

Po pierwsze zaakceptować fakt, że czasem pada deszcz, czasem świeci słońce.  I adekwatnie radzić sobie z trudnościami. Czy potrafimy stawić im czoła, czy wiemy, kiedy odpuścić i poczekać aż…przestanie padać?

Po drugie to, co leży w naszej gestii, to sprawdzić, na których sytuacjach skupiamy uwagę. Trzymając się pogodowej metafory. Podobno nie ma złej pogody. Tylko my nie potrafimy się do niej dostosować. Oczywiście zdarza się, że deszcz pokrzyżuje nam plany, zwłaszcza wcześniej niezapowiadany. Załóżmy, że zepsuł nam piknik. Czy możemy go jakoś uratować? – Czy po prostu wrócić do domu i utyskiwać na swojego pecha. A może jest szansa przenieść się pod zadaszenie, przeczekać w samochodzie albo zrezygnować z pikniku na rzecz muzeum czy kina i mimo wszystko spędzić przyjemnie czas?

Tak, wiem. Nie każdą trudność, czy losowe wydarzenie można porównać do tak błahej historii. Wciąż jednak od nas zależy, na czym się skupimy i czy poddamy biernie wydarzeniom. Czy spróbujemy sobie pomóc znieść sytuację jak najlepiej, choćby lekami, by nie utonąć w smutku.

Sama mam tendencje do popadania w pesymizm, dlatego w trudniejszych okresach, by nie dać się pogrążyć czarnym myślom, sięgam do techniki 3 pozytywnych rzeczy opisanej w tym poście.

I wreszcie po trzecie częściej robić, to co sprawia nam przyjemność.

 

„ Jeśli człowiek mówi: >>jestem szczęśliwy<<, chce powiedzieć po prostu: >> Mam troski, które mnie nie dosięgają<<”

Jules Renard

 

Optymizmu można się nauczyć

„Optymizm to zdolność mentalna, dzięki której w obliczu problemu zakładamy, że istnieją rozwiązania”.

Christophe Andre

Nasze działania zależą od tego, jak interpretujemy, to co nam się przydarza.

Pesymiści mają tendencje myśleć, „jak zwykle”, „nigdy”, „to się tylko mnie zdarza”. Przez to często nie podejmują działań, by zmienić swoją sytuację.

Zatem po raz kolejny widzimy, że nasze przekonania zwodzą nas na manowce.

By to zmienić, warto spróbować spojrzeć na dane zdarzenie z innej strony. A przynajmniej zakwestionować pierwszą interpretację, jaka nam się nasuwa, pytając o dowody i fakty.

Na przykład zostałaś wezwana na rozmowę do szefa.  Co myślisz w pierwszej kolejności – wysnuwasz najczarniejszy scenariusz, w którym otrzymujesz wypowiedzenie, czy spodziewasz się kary? A może próbujesz sobie przypomnieć inne sytuacje, kiedy szef wzywał Cię do siebie i o co wtedy mu chodziło? Analizujesz swoją pracę i wiesz, że nie wydarzyło się nic takiego, co mogłoby być powodem zwolnienia. Czyli, czy interpretujesz zdarzenia jak typowy pesymista? Czy jednak trzymasz się faktów i jeśli rzeczywiście nie masz sobie nic do zarzucenia, idziesz spokojnie na rozmowę.

Oczywiście nie zawsze sytuacja jest tak klarowna – czasami nie spodziewasz się niczego złego, a wypowiedzenie otrzymujesz, bo Twoje stanowisko jest likwidowane. I co wtedy? Gdzie podążają Twoje myśli? Jakie przekonania Ci towarzyszą? Zasilisz grono bezrobotnych, czy zaczniesz szukać nowych wyzwań – niekoniecznie nowej pracy, może Twoja sytuacja finansowa pozwoli Ci na przerwę, może dostaniesz kopa, by działać na własny rachunek, a może po prostu zdecydujesz się zostać w domu z dziećmi?

Chciałabym jednak zaznaczyć, że wyuczony optymizm, o którym dużo pisze Martin Seligman, nie ma nic wspólnego z huraoptymizmem. Wyuczony optymizm, czy jak ja to nazywam optymalnie optymistyczne podejście opiera się na faktach i działaniu, na podejmowaniu prób. Nie zakłada, że samym powtarzaniem afirmacji dokonamy zmiany. Ani tym bardziej odrzucenia odpowiedzialności za podjęcie, bądź zaniechanie działania.  Zakłada natomiast, że wierzymy, że jesteśmy w stanie pokonać przeciwności.

 

Po co nam deszcz?

Najłatwiej byłoby odpowiedzieć –  dla równowagi 🙂 .

Znowu pojadę banałem, ale przeciwności losu, jakie napotykamy ostatecznie mogą nam pomóc docenić codzienność.

Nie zawsze udaje się odzyskać stan sprzed np. tragicznego wydarzenia, ale pozwalają skoncentrować się na tym, co ważne.

Za to słoneczne, pełne radości dni ładują nasze akumulatory, po to, by w deszczowe i nieprzyjemne pamiętać, że w końcu i one przeminą.

„Chcesz oglądać tęczę, musisz dzielnie znieść deszcz”.

przysłowie chińskie

 

Miłego dnia

Gracjana

PS. Jeśli potrzebujesz podyskutować na temat równowagi w Twoim życiu zapraszam do grupy Work Life Balance w praktyce na Facebooku

Równowaga to mit

Równowaga to mit.

Równowaga to mit, jeśli myślimy o niej jako o czymś danym raz na zawsze.

Równowaga to mit, jeśli myślimy, że w życiu można mieć wszystko i wszystkiego po równo.

Równowaga to mit, jeśli traktujemy ją jako cel ostateczny.

Równowaga to mit, jeśli myślimy o niej w perspektywie krótkookresowej.

Równowaga to mit i po raz kolejny dotarło to do mnie w ostatnich miesiącach.

Im bardziej szukam równowagi, tym bardziej widzę, że jej nie ma, a przynajmniej nie jest stanem permanentnym.

Po co więc do niej dążyć i o nią dbać? Choćby po to, by złapać inną perspektywę, kiedy już zbyt mocno oddalam się od tzw. złotego środka.

 

Równowaga to czasownik

Gary  Keller autor książki „Jedna rzecz” proponuje, by myśleć o równowadze nie jako o rzeczowniku, ale czasowniku. Przemawia to do mnie, zwłaszcza że odnoszę wrażenie, iż naszym życiem rządzi chaos, o czym pisałam tutaj. Tymczasem, aby lepiej radzić sobie z chaosem, warto umiejętnie balansować, równoważyć różne aspekty życia, pilnując jednych spraw bardziej. Natomiast odpuszczając w pozostałych.

Znowu przywołam metaforę linoskoczka, który chodząc po linie, balansuje ciężarem ciała, by się na niej utrzymać. A więc rzadko stoi bezczynnie. Raczej ciągle pracuje mięśniami. Ta metafora pokazuje także to, by patrzeć na życiową równowagę w dłuższej perspektywie. Lina jest dość długa i liczą się wszystkie kolejne kroki, jakie linoskoczek wykonuje na całej jej rozciągłości.

Dążenie do harmonii to oddalanie się i zbliżanie do wewnętrznego poczucia równowagi. To balansowanie i ciągłe sprawdzanie, czy na pewno zajmuję się priorytetami.

 

Priorytety czy priorytet?

Słowo priorytet pochodzi od łacińskiego słowa prior, czyli pierwszy, najważniejszy. Dziś natomiast zmagamy się z wieloma priorytetami. Oczywiście sama jestem zwolenniczką tego, by nie przechylać wagi tylko na jedną szalę, nie stawiać wszystkiego na jedną kartę. Zdecydowania wolę umiar i dbanie o różne aspekty naszego życia. Choćby po to, że jeśli jeden z filarów się załamie, inne pomogą mi utrzymać się w ryzach. A z kolei jeden zaniedbany obszar siłą rzeczy odbija się na pozostałych, o czym możesz przeczytać w poście o zarządzaniu energią.

Niektórzy sceptycy sensowności dążenia do równowagi doradzają, by zastąpić to określenie ustalaniem priorytetów, zwłaszcza że równowaga brzmi zbyt mgliście, a priorytety są konkretne.

Niemniej jednak warto zadać sobie pytanie, czy nie za dużo tych „priorytetów” w naszym życiu?

 

Równowaga to mit

Równowaga to mit, ponieważ oczywistością jest, że jeśli do czegoś dążysz, masz przed sobą cel albo zmagasz się z kryzysem, to siłą rzeczy żyjesz w nierównowadze. Tym bardziej żyjąc po swojemu, realizując swoje cele, czy jak kto woli pasje, rozwiązując problemy, skupiasz się mocniej na działaniach związanych z jedną dziedziną kosztem innych.

„ Zaangażowanie się w coś to mniejsza ilość czasu na coś innego”.

Gary Keller

Nierealne jest angażować się we wszystko z jednakową intensywnością. Nie na tym zresztą równowaga polega. Spójrz na kamienie zen, które mają symbolizować równowagę. One też nie są identyczne. Często te mniejsze dają podporę większym i to one być może są najważniejsze w tej konstrukcji. Chcąc robić wszystko z jednakowym zaangażowaniem, poświęcając wszystkiemu tyle samo energii i czasu sprawiasz, że niewiele spraw załatwiasz jak należy. A przecież nie chodzi o to, by ciągle mieć poczucie braku zadowolenia z jakości tego, co robię. Przy czym nie chodzi też o to, by przegiąć w drugą stronę i zapędzić się z perfekcjonistycznym podejściem.

Sztuką jest dostrzec, czemu poświęcić czas i jak długo, by ostatecznie nie zabrakło go na inne rzeczy.

 

Odpuszczanie bez wyrzutów sumienia

Mnie pomaga pogodzenie się z myślą, że równowaga to mit. Pomogło mi to także w ostatnim czasie, kiedy jednocześnie kilka ważnych spraw dopomina się o uwagę, czas i energię. Narodziny dziecka, przeprowadzka i tym samym wywrócenie do góry nogami świata drugiego dziecka, które zmaga się z wielkim kryzysem rozwojowym zwanym potocznie buntem.

Dla mnie brak równowagi to brak czasu na rzeczy najważniejsze. Aby tego uniknąć, godzę się z tym, że nie da się zajmować wszystkim, nie da się zrealizować wszystkich planów. Godzę się, że niektórych rzeczy robić nie mogę i robić nie będę jeszcze jakiś czas albo już nigdy, choć jest dobrze widziane, by je robić 🙂 . Godzę się na tymczasowe oddalenie się od poczucia harmonii, ale nie tak długie, żeby nie móc wrócić do spraw chwilowo zawieszonych.

Dostałam okazję, by praktykować odpuszczenie bez wyrzutów sumienia. Jakie znaczenie ma brudna podłoga w obliczu łez rozpaczy nad rozlanym mlekiem dwulatki. Jakie znaczenie ma wpis na blogu, kiedy miesięczniak chce spać, ale tylko na mamie.

Tak, teraz skupiam się na tym, co w danym momencie najważniejsze, choć niestety nie najłatwiejsze. Robię to po to, by w przyszłości przywrócić zdrowy balans w życiu całej rodziny. Lina jest wciąż przede mną. Być może chwilę na niej postoję, bo może za chwilę będę musiała biec, by się na niej utrzymać 🙂 .

Miłego dnia

Gracjana