Rok bez kupowania

rok-bez-kupowania

Za nami Black Friday, a nawet Black Weekend. A za mną rok bez kupowania, choć nie straciłam pracy, ani jej nie rzuciłam, nie mam kłopotów finansowych (choć mam kredyt we frankach :)). Jednak kilka kwestii jak choćby nadmiar posiadanych rzeczy, czy stan finansów to dziedziny, które mocno wpływają na poczucie równowagi. Skąd zatem pomysł na to, by wdrożyć plan na rok bez kupowania?

 

Mniej zarabiam, mniej wydaję

Kilka lat temu na fali zainteresowania minimalizmem przeczytałam „ Mniej. Intymny portret zakupowy Polaków” Marty Sapały, która pisze we wstępie : ”Zwalniam, redukuję, mniej pracuję, mniej zarabiam, mniej wydaję”. Zredukowałam aktywność zawodową na rzecz opieki nad córkami. Do tego jestem świeżo po przeprowadzce, która uświadomiła mi jak wiele rzeczy posiadam. A pomimo, że mieszkanie jest prawie dwa razy większe mam problem ze znalezieniem dla nich wszystkich miejsca 🙂 . Długo zastanawiałam się, czy niektóre nie rozpakowane pudła po prostu wystawić, kiedy blisko pół roku do nich nie zajrzałam i niczego mi nie brakowało.

Marta Sapała opisuje próby ograniczenia codziennej konsumpcji przez kilkanaście osób  z całej Polski przez rok. Bohaterowie postanawiają się zmierzyć z zakupohilozmem, ograniczonymi finansami itp. Mogli hodować, uprawiać, pożyczać, uszyć naprawiać, dostać, ale nie kupować.

Oczywiście mój plan na rok bez kupowania nie był tak rygorystyczny, jak w książce. Po pierwsze w ogródku nie mam grządki, ani nawet doniczki do hodowania pomidorów. Po drugie nie umiem szyć, haftować i w ogóle brak u mnie wszelkich manualnych zdolności. Jednak z pewnością nauczyłam się kupować tak, by jak najmniej jedzenia się marnowało. Nie przesiadłam się też na rower, bo mi go ukradli, ale nowy czy używany musiałabym… kupić. Zależało mi na tym, aby przestać nabywać niepotrzebne rzeczy albo potrzebne, ale na zapas.

Nie zrobiłam sobie ograniczeń do np. minimalnej krajowej, zwłaszcza że nie jestem w stanie przewidzieć wszystkiego. Np. nie wzięłam pod uwagę, że wraz z pójściem córki do przedszkola będę zmuszona kupować leki, o których nie miałam pojęcia i w ilościach, które przywracają o zawrót głowy. Wyznaczyłam sobie kilka kategorii  limity wydatków w każdej z nich:

 

A zatem:

  1. Ubrania – moja szafa pęka w szwach od rzeczy jeszcze z metkami sklepowymi, czekających na lepsze czasy, specjalne okazje itp. – no to się doczekały. Dotyczy to również bielizny, w tym skarpetek, które co roku dostaję w prezencie gwiazdkowym.

 

  1. Kosmetyki – nie wiem jak Ty, ale ja mam manię kupowania na zapas. Nie wiem, czy wynika to z tego, że jakaś komórka mojego ciała wciąż pamięta czasy PRL? Albo z tego, że w dzieciństwie mieszkaliśmy dość daleko od sklepu i jak się skończył szampon, to nie można było skoczyć w kapciach do Żabki i teraz muszę mieć wszystko pod ręką. Niby kosmetyki mają długi okres ważności, ale … Zatem dopóki nie wykorzystam zapasów, nie kupuję nic nowego.

 

  1. Gadżety – wydaje mi się, że to czego potrzebuję, a nawet nadto, już mam. Telefon, w którym jest właściwe wszystko, czytnik ebooków, niezawodny kubek termiczny, bidon – czy jest coś bez czego nie będę mogła żyć. Daj znać w komentarzu, jeśli korzystasz z czegoś, bez czego nie wyobrażasz sobie życia.

 

  1. Używki – z tym mam najmniejszy problem, aczkolwiek do używek zaliczam też słodycze i kawę. O ile alkoholu nie piję z przyczyn laktacyjnych, o tyle z kawy nie zrezygnowałam, wręcz przeciwnie zakup ekspresu spowodował, że piję jej więcej. Liczyłam, że uda mi się nie jeść słodyczy…Sama ich nie kupuję. Za to mój mąż zawsze pamięta o czekoladzie dla mnie…Więc tu test zawaliłam :).

 

  1. Książki i/lub czasopisma – na nocnej szafce czeka stosik wciąż nieprzeczytanych lektur. Plan był taki: dopóki nie przeczytam zaległości, nie nabywam nowości. Myślałam, że odkąd korzystam z aplikacji Legimi nie będzie to stanowiło większego problemu. Niby tak, praktycznie nie kupuję nowości. Za to na potęgę pobieram w aplikacji i dopadła mnie presja, że kiedyś muszę to wszystko przeczytać! Gorzej z książkami dla dzieci… Nie mogę się oprzeć zakupom. No i niestety nie wszystkie pozycje wychodzą w formie ebooka…

 

  1. Śmiało mogę powiedzieć, że oszczędzam na dzieciach 🙂 . A no tak. W pierwszej kolejności oszczędziłam karmiąc piersią. Następnie, nie kupując ubranek. Dużo dostałam od innych mam, po czym sama wiele oddałam. Do tego obie babcie nie mogą się powstrzymać od kupowania, a moim córkom naprawdę jest wszystko jedno, czy sos pomidorowy wsmarowują w ciuszki z metką Ralfa Laurena, Calvina Kleina, Zary czy ciuszki bez metki. Te ostatnie chyba nawet preferują, bo nic ich nie uwiera 😉 .

 

Po co?

Po co piszę o zakupach, a raczej ich braku?

Z trzech powodów.

Nadmiar rzeczy mnie przytłacza. Myślenie o nich, sprzątanie, pranie ich, układanie itd zabiera mi czas i energię. A to oddala mnie od poczucia równowagi.

Do tego może nie dopadła mnie jeszcze depresja klimatyczna, ale nie jest mi obojętne, co się dzieje z naszą planetą. I jeśli choć w tak małym stopniu mogę się przyczynić do ograniczenia zmian klimatycznych, to daje mi to względny spokój sumienia. A to jest dla mnie ważne w kontekście życia w harmonii.

No i w końcu zaoszczędzone pieniądze mogę wydać na coś, co pozwoli mi bardziej być niż mieć – fajne wakacje, wspólne zajęcia z córką, kurs online, czy warsztaty.

Może i Tobie przyda się taki zakupowy post, jak nazywa to przedsięwzięcie Marta Sapała. W jakiej kategorii chciałabyś/mogłabyś/powinnaś dokonać ograniczenia w kupowaniu? Czekam na informację w komentarzach, może zainspirujesz mnie do dalszych cięć.

 

Miłego dnia

Gracjana

 

PS. Jeśli potrzebujesz podyskutować na temat równowagi w Twoim życiu zapraszam do grupy Work Life Balance w praktyce na Facebooku