Jak dzieci uczą mnie dbać o równowagę?

Pamiętam (choć już jak przez mgłę) czasy, kiedy nie miałam dzieci. Słyszałam wówczas różne opinie na temat tego, jak to pojawienie się potomstwa wywraca świat do góry nogami. Słuchałam o tym, jak to nie ma na nic czasu, ale też o tym, jak posiadanie dzieci uczy dobrej organizacji, multizadaniowości itd. Słyszałam rady udzielane mamom powracającym na rynek pracy, by nie postrzegały siebie jako tych, które „siedziały w domu” na urlopie macierzyńskim, ale by myślały i mówiły o sobie, że zarządzały wieloma projektami, budżetem, planowały, negocjowały, mediowały itd. Ale wówczas nie do końca przemawiało to do mojej wyobraźni…

 

Za to kiedy zostałam mamą…

Nic wcześniej nie zaburzyło aż tak mojej równowagi zarówno dosłownie jak i w przenośni. Pisałam o tym, jak utraciłam work life balance, pracując w terenie. Jednak  z perspektywy czasu to nic w porównaniu z tym, jaki chaos wprowadziły dzieci w moje życie.

Zdrowe odżywianie, ćwiczenia, odpowiednio długi sen, wizyty u lekarza, spotkania ze znajomymi, oglądanie filmów, czy seriali – wszystko stało się przynajmniej dwa razy trudniejsze, żeby nie napisać niemożliwe. Przynajmniej na jakiś czas.

Pytanie z tytułu jest przewrotne, bo niby jak dzieci uczą mnie dbać o moją równowagę? Jak, skoro raczej robią wszystko świadomie i nie, by mnie z tej równowagi wytrącić? 🙂 .

 

Jak dzieci uczą mnie dbać o równowagę

No właśnie, jak?

W pierwszej kolejności uświadomiłam sobie, że  odpowiedzialność jest po mojej stronie. Dzieci dbają o zaspokojenie swoich potrzeb dostępnymi im na danym etapie rozwoju metodami.

Ja za to decyduję, czy zaspokoić ich potrzeby kosztem swoich.

Ja decyduję, czy zadbać o swój komfort, czy tym razem  z niego zrezygnować na rzecz relacji.

Choć w dłuższej perspektywie to dla dobra relacji ważne , żebym zadbała o swój komfort i swoje potrzeby.

 

A o to, czego nauczyły mnie moje dzieci:

 

Mam swoje potrzeby i chcę o nie zadbać

Decyduję o tym jak, kiedy i z czyją pomocą je zaspokoić.

 

Zarządzanie energią

Nie mogę się eksploatować, bo to się odbija na dzieciach i na naszej relacji.

 

Priorytety

Długo to trwało, ale nauczyłam się wyrzucać coraz więcej spraw z listy „to do”.

 

Odpuszczanie

Jak rozumiem odpuszczanie możesz szerzej przeczytać tutaj. Natomiast w kontekście dzieci miałam sporą pracę do odrobienia, by znaleźć równowagę między byciem konsekwentnym za wszelką cenę a odpuszczaniem dla świętego spokoju. By odkryć różnicę kiedy odpuszczam, bo coś nie jest warte utraty relacji, a kiedy odpuszczam, bo nie mam siły, bo moje zasoby leżą zakopane na dnie rowu mariańskiego.

 

Elastyczność

Planowanie przy jednoczesnej zgodzie na to, że nic z tych planów nie wyjdzie. Albo że trzeba będzie je odłożyć lub/i zmodyfikować.

 

Wszystko mija

To zdanie tak bardzo, jak mnie irytuje, tak bardzo też pomogło mi przetrwać kryzysowe momenty macierzyństwa i nie tylko. Irytuje mnie, bo wszystko mija… Za szybko, jeśli patrzymy na całe nasze życie. Ale wszystko mija tak jak ząbkowanie, skoki rozwojowe, przeziębienie, a także żałoba, czy stresujące sytuacje. Czasami zamiast się miotać, szukać rozwiązań warto poczekać, aż to co trudne po prostu minie.

 

Gdyby nie dzieci nie zrozumiałabym, że nie można mieć wszystkiego, że niektóre sprawy należy odłożyć, inne odpuścić, a jeszcze z innych całkowicie zrezygnować.

Gdyby nie dzieci, to dbanie o równowagę wciąż pozostawałoby w strefie planów, pobożnych życzeń, górnolotnych haseł, a dzięki nim po prostu małymi krokami, dostępnymi sposobami na co dzień dbam o balans. Choć nie da się ukryć, że bywa to syzyfowa praca 🙂 .

Miłego dnia

Gracjana

Pracować z domu z dziećmi się nie da – więc jak to zrobić?

W tytule jednego z ostatnich wpisów na blogu pytałam: Dlaczego bierzesz pracę do domu?

Nie przewidziałam jednak takiej odpowiedzi, jaka dzisiaj w obliczu pandemii koronawirusa jest oczywista.

Tymczasem w sieci mnożą się artykuły o tym, jak pracować zdalnie. Jak się zorganizować i przygotować do pracy w domu. Jak wygląda home office w czasach koronawirusa. No i oczywiście jak wykorzystać ten czas przymusowej izolacji na rozwój zawodowy. I przyznam szczerze, że w zależności od nastroju albo tylko się uśmiecham pod nosem, albo parskam śmiechem. Albo rzucam mięsem. I nie dlatego, że artykuły te są niskich lotów. Albo że udzielane rady są nie trafione albo „od czapy”. Wręcz przeciwnie – sama mam przygotowany post o tym jak efektywnie pracować w domu. Jednak także mój tekst nie uwzględnia tego, jak wiele osób aktualnie musi pracować zdalnie z dzieckiem/z dziećmi w domu, często w tym samym pokoju! Do tego dzieląc z nim komputer!

Jasna sprawa, że nie ma możliwości stworzyć uniwersalnego poradnika, bo choć większość z nas jest w podobnej sytuacji, to przyglądając się z bliska okazuje się, że wszyscy mierzymy się z odmienną rzeczywistością.

 

Pracować z domu z dziećmi się nie da

Należę do tych osób, które uważają, że pracować z domu z dziećmi się nie da. Nie da się tak samo wydajnie, efektywnie, sprawnie, skutecznie, produktywnie, szybko, łatwo, bez wyrzutów sumienia, że coś lub kogoś zaniedbuję. Tak mam!

Co innego jeśli od dłuższego czasu masz wypracowane swoje strategie. Ewentualnie do tej pory musiałaś sobie zorganizować home office z dzieckiem tylko tymczasowo np. na tydzień podczas choroby dziecka. Trochę inaczej jest, kiedy nie wiesz, jak długą perspektywę masz przyjąć. A w związku z tym, jak zaplanować dzień, po to by jednocześnie wywiązywać się ze swoich obowiązków, ale też zadbać o relację z dziećmi. Bijesz się z myślami, czy chodzi tylko o to, by przetrwać do wieczora, czy jednak działać, mając w głowie dłuższą perspektywę…

Pewnie zdajesz też sobie sprawę z tego, że nie ma gotowej recepty na to, by nagle Twoje życie, a przede wszystkim praca przy energicznych, ciekawych świata dzieciach stała się prosta. Niemniej jednak kilka zasad, założeń, a może zmiana perspektywy może sprawić, że na skali zmęczenia i frustracji spadnie Ci jeden punkt.

 

Wyrozumiałość

Pandemia dotyka mniej bądź bardziej bezpośrednio wszystkich. Więc to normalne w tym czasie, że stres, frustracja, lęki, zmęczenie, złość udziela się nam na co dzień. Dotychczasowe strategie przestają działać, zagubiła się codzienna rutyna. To normalne! Więc zamiast sobie dokładać, może lepiej zafundować sobie wyrozumiałość. To inaczej zrozumienie, że nie da się być wydajnym i efektywnym jak dotąd. Nie da się, kiedy proces myślowy, ważne kalkulacje przerywane są mediacjami w sprawie zburzonej wierzy lub zabranej zabawki. Kiedy trzeba negocjować, żeby ktoś się w ogóle ubrał albo zjadł to co jest, bo najbliższa wizyta w sklepie za 3 dni, a to że zabrakło płatków nie jest większą tragedią niż obecna susza, czy sama pandemia. Albo kiedy trzeba wziąć na siebie jeszcze etaty nauczyciela matematyki, przyrody i języka obcego. Jeśli uda Ci spojrzeć na siebie i na pozostałych z większą wyrozumiałością, możesz przejść do następnego punktu.

 

Obniżona poprzeczka

Skoro nasza wydajność, efektywność, nasze możliwości i czas są ograniczone, to jedną z opcji dostosowania się do sytuacji jest obniżenie poprzeczki. Powściągnięcie wymagań wobec siebie i własnych standardów. Jeśli nie możesz sobie na to pozwolić w sferze zawodowej, to może warto odpuścić sprzątanie, gotowanie, oczekiwania wobec zachowania dzieci?

„Mierz siły na zamiary, lecz nie realizuj zamiarów na siłę.”

Janusz Gaudyn

 

Rutyna

Zachęcam Cię do przeczytania więcej o tym, co mam na myśli pod pojęciem rutyna. W przypadku próby wywiązania się z obowiązków zawodowych przy asyście dzieci rutyna może, choć (jak to z dziećmi bywa) nie musi być pomocna. Kiedy mamy ustaloną kolejność poszczególnych „zajęć”, w założeniu nie pytają setny raz kiedy obejrzą bajkę, kiedy się pobawimy, kiedy puszczę piosenki, bo „codziennie” robimy to w określonej kolejności albo jedna aktywność następuje po jakimś „kluczowym” momencie typu obiad. Przy czym aktualnie codziennie biorę w cudzysłów. Wiadomo, że przy dzieciach największą umiejętnością jest elastyczne albo jak to ostatnio modnie się zwie zwinne reagowanie na pojawiające się okoliczności.

 

Plan dnia, priorytety, podział obowiązków i praca w blokach

Ten punkt mógłby stanowić odrębny wpis. Poza tym teksty o planowaniu znajdziesz u innych. Nie będę oryginalna odsyłając Cię do Pani swojego czasu. To chyba u niej też spotkałam się ze zdaniem, że:

Planowanie nie jest sposobem na zrealizowanie wszystkiego. Planowanie jest sposobem na zrealizowanie tego, co jest dla nas ważne.

Nie przedłużając, chciałam zwrócić uwagę na kilka aspektów:

Tak jak  nie zawsze mama musi pójść na zasiłek opiekuńczy, bo może skorzystać z niego tata. A żeby zapewnić sobie płynność pracy mogą go brać naprzemiennie. Tak samo mogą się oni dzielić obowiązkami domowymi i opieką nad dziećmi na co dzień (nie tylko w czasach zarazy).

Jest mi niezręcznie o tym pisać, ale to wciąż tkwi w mentalności wielu kobiet i mężczyzn.  Dane, o których mowa choćby w tym artykule pokazują, że większość tzw. prac domowych spada na kobiety niezależnie od tego czy są aktywne zawodowo czy nie. I nie inaczej jest w czasie epidemii koronawirusa.

Może właśnie ten czas przymusowej izolacji, a jednocześnie wspólnego przebywania w domu jest dobrym momentem, by zadbać o równowagę także na tym polu. Przeczytaj więcej o tym , jak sprzątanie zaburza równowagę . Zachęcam do pobrania listy przykładowych obowiązków domowych, która być może ułatwi Wam „sprawiedliwy” podział.

Kolejny aspektem, na który chciałabym położyć nacisk to priorytety. Nie sztuką jest spisać listę rzeczy do zrobienia i potem nic nie zrobić. Sztuką jest wybrać sobie maksymalnie trzy punkty z tej listy i zaplanować czas na ich wykonanie. Oczywiście należy sprawdzić, które z tych zadań możesz wykonać mimochodem, przy okazji zerkając na lekcje dziecka, a do których będziesz potrzebowała ciszy i spokoju. Kiedy wiesz, że danego dnia o konkretnej godzinie masz ważnego „kola” albo telekonferencję, to umawiasz się z partnerem/mężem, że to on pilnuje dzieciaków. Jeśli wie o tym z wyprzedzeniem, jesteście w stanie zgrać swoje grafiki. Tak wiem, czasem telekonferencje wpadają niespodziewanie. Pytanie, czy coś strasznego się stanie nawet jeśli Twoje dziecko wtargnie przed kamerę? Przypominam Ci słynną ”wpadkę” prof. Roberta Kelly’ego.

No i ostatnia kwestia to działanie w blokach. Jeśli praca Twoja i partnera nie wymaga dyspozycyjności w konkretnych godzinach i możecie dowolnie ją zaplanować to warto podzielić obowiązki i opiekę nad dziećmi nad bloki. Udowodniono, że dla koncentracji, czy wydajności najlepsze są 90 minutowe bloki. Kiedy jedna osoba pracuje, druga ma na oku dzieci i tak naprzemiennie. Myślę, że to zdecydowanie bardziej produktywne, niż wtedy gdy niby oboje rodziców pracują, ale jednocześnie odrywają się od tego, co robią, chcąc przy tym „pilnować” dzieci. Wiadomo nie od dziś, że multitasking jest przereklamowany 🙂 .

 

Pracuj, kiedy możesz

Wiem, że to jedna z tych cudownych rad, które słyszałam, gdy zostałam mamą typu: pracuj, kiedy Twoje dziecko śpi. Problem w tym, że moje dziecko w wieku 6 miesięcy miało jedną 20 minutową drzemkę, po której przez godzinę dochodziło do siebie, a gdy miało półtora roku całkowicie zrezygnowało ze spania w ciągu dnia. Żeby było jasne w nocy też nie spało, więc wiesz, jaką reakcję wywołują u mnie takie rady.

Niemniej jednak wypracowałam sobie strategię robienia tego, co mam zaplanowane w tych krótkich nawet 10 minutowych okresach zanim moje dzieci zorientują się, że zniknęłam im z pola widzenia 🙂 . Czy mnie to nie frustruje, że muszę wciąż przerywać?  A jakże i to jak. Ale wychodzę z założenia, że robiąc coś nawet 10 minut zawsze popycham temat do przodu. Jednak ważne jest bym wiedziała, co mam robić w tych „blokach”, żeby nie tracić czasu na zastanawianie się, na co wykorzystać tę chwilę. Dlatego ustalam sobie trzy ważne sprawy na dzień, ale tylko jeden priorytet.

 

Zaprzyjaźnij się z elektroniką

A raczej naucz dziecko z niej korzystać. Owszem nie chciałabym, żeby moje dzieci godzinami siedziały przed telewizorem albo uzależniły się od gier. Sądzę jednak, że szeroko pojęta elektronika to nie tylko ślepe patrzenie w ekran. Więcej na ten temat można poczytać w książce „ Z nosem w ekranie. Szklana pułapka czy szansa na rozwój twojego dziecka” Anyi Kamenetz. Więc jeśli półtoragodzinny seans dobranego do wieku filmu nawet codziennie podczas tej kwarantanny zapewni Ci chwilę spokoju, żeby móc się skoncentrować, a potem kolejne chwile, kiedy dzieci będą odgrywać sceny z filmu, to myślę, że nie ma o co kruszyć kopii. Zwłaszcza że gdy wrócą do szkoły, przedszkola, to siłą rzeczy wrócicie do dawnej rutyny. No chyba że nie 😉 .

 

Co jeśli to nie działa

A co, jeśli robisz to wszystko, a nawet więcej, a nadal masz poczucie zmęczenia, frustracji, wyrzuty sumienia?

Odpowiedź nasuwa mi się jedna: Spróbuj wrócić do punktu pierwszego, w którym pisałam o wyrozumiałości. Bo to normalne, że pracować z domu z dziećmi się nie da. Zresztą nie tylko w domu. Wyobrażasz sobie, że wszyscy przyprowadzają dzieci do biura? Sądzisz, że ich efektywność wówczas będzie taka sama, jak w inne dni? Nie wydaje mi się. Za to choć nie do końca to akceptuję, to jednak przyjmuję do wiadomości, że koronwirus zabił work life balance. To normalne, że przychodzą kryzysy. Ale w końcu wszystko mija – nawet najdłuższa żmija 🙂 .

Powodzenia

Miłego dnia

Gracjana

 

PS. Jeśli potrzebujesz podyskutować na temat równowagi w Twoim życiu zapraszam do grupy Work Life Balance w praktyce na Facebooku

Czy brudne naczynia mogą być powodem zaburzonej równowagi?

Jakiś czas temu na jednej z grup facebookowych przeczytałam anons młodej mamy poszukującej kogoś do opieki nad jej niemowlakiem, żeby ona mogła w tym czasie spokojnie posprzątać i ugotować.

Ciekawa jestem Twojej reakcji na takie ogłoszenie 🙂 .

Ja poczułam smutek – później wyjaśnię dlaczego.

Z jednej strony pomysłowa, zaradna dziewczyna, nie boi się szukać pomocy. Z drugiej strony – mnie osobiście treść zaskoczyła, bo ja wolałabym poszukać kogoś, kto za mnie posprząta i ugotuje, a ja w spokoju będę mogła się zająć niemowlakiem 🙂 . Oczywiście, gdy dziecko ma około 2 lat, a Ty ciągle siedzisz nim w domu i nie możesz w spokoju nawet z toalety skorzystać, to pewnie perspektywa się zmienia 🙂 . Ale w tym przypadku chodziło  o dwumiesięcznego niemowlaka…

 

A jak to się ma do brudnych naczyń i równowagi?

Po pierwsze

W tej całej gonitwie, dążeniu do doskonałości i perfekcyjności gubimy priorytety. Fakt, nie mnie oceniać, czy ważniejsza jest czysta podłoga, czy potrzeby emocjonalne dziecka – każdy wie swoje. Pytanie tylko, czy aby na pewno swoje. Przecież nie dla wszystkich rodzina jest najważniejsza. I odwrotnie nie dla każdego priorytetem, ani wskaźnikiem poczucia wartości  jest wypucowane mieszkanie.

 

Po drugie

W tej całej gonitwie, chęci bycia perfekcyjną mamą i panią domu zapominamy o sobie. Wracając do historii z początku posta. Tak sobie myślę, że ta mama gotowa oddać niemowlę w ręce obcej osoby, musi być bardzo samotna, skoro nie może jej odciążyć nikt z bliskich. Do tego potrzebuje tej pomocy nie po to, by iść na masaż, czy na kawę z koleżankami, ale żeby …spokojnie posprzątać i ugotować.

Czyli moje potrzeby jako kobiety, człowieka są na szarym końcu? I właśnie dlatego, czytając ten anons, zrobiło mi się smutno.

 

Po trzecie

Przyznam, że pisząc o tym w 21 wieku czuję pewien niesmak. Równouprawnienie wydaje się być czymś oczywistym, ale jak zaglądam na niektóre blogi prowadzone przez mamy, to włos jeży mi się na głowie.

W Polsce mamy wielkie szczęście, że mamy możliwość wziąć roczny „urlop macierzyński” (w Stanach mają tylko kilka tygodni). Jednak niezależnie od tego, czy mama decyduje się po tym „urlopie” wrócić do pracy, czy pozostać z dziećmi w domu, nie oznacza to, że tylko ona jest odpowiedzialna za dom i związane z nim obowiązki.

Wspominałam  już o tym w  poście dlaczego sprzątnie zaburza równowagę.

Ja żyję w świecie, gdzie partnerski model rodziny jest oczywisty. Okazuje się, że nie dla wszystkich.

Niektórym wciąż się wydaje, że tylko mężczyzna może czerpać satysfakcję z pracy i np. jeśli to on „utrzymuje rodzinę” to ma prawo umyć ręce od wszelkich spraw domowych.

Jednak jeśli sama nie wiesz, w co włożyć ręce, a nie poprosisz o pomoc, nie określisz swoich oczekiwań, to …może się zdarzyć, że nikt się nie domyśli, że tej pomocy potrzebujesz.

 

Po czwarte

Nie doceniamy facetów.

I wcale nie zaprzeczam sama sobie, bo w poprzednim punkcie pisałam o tym, jak to faceci unikają prac domowych 🙂 .

Chodzi o to, że niesprawiedliwie oceniamy tych, którzy już taki wysiłek wkładają. Po pierwsze porównujemy to, co i jak robią z tym, co robimy i jak robimy my. Tymczasem facet porównuje swoje wysiłki albo do tego, co robił jego ojciec w domu albo co robią jego kumple – no i konflikt gotowy…Bo żona porównuje wysiłki męża ze swoimi, a on porównuje się z innymi mężczyznami.

Poza tym, co z tego, że pranie wisi krzywo, że obiad niedoprawiony albo kupiony i odgrzany, że dziecko przewinięte nie w taki sposób, jak my to robimy. Najważniejsze, że pranie wisi i to nie Ty musiałaś je rozwieszać, że obiad jest i to nie Ty stałaś przy garach i że dziecko ma sucho i jest w ramionach taty 🙂 . Więc może czasem warto skoncentrować się na tym, co facet zrobił, a nie ganić go za to, że zrobił to źle 🙂 .

 

Równowaga nie znaczy po równo

Jak zwykle w równowadze nie chodzi o to, by było po równo, ale by funkcjonować efektywnie, wydajnie, komfortowo, w zgodzie ze swoimi predyspozycjami, wartościami itd.

Tak samo podział obowiązków w rodzinie nie musi i pewnie nigdy nie będzie do końca obiektywnie sprawiedliwy. Ważne jednak, by odpowiadał wszystkim stronom, dlatego zachęcam do wykonania Ćwiczenia ( możesz je również znaleźć we wspomnianym już wyżej wpisie).

Zachęcam ponadto do lektury książki autorstwa Sharon Meers i Joanny Strober „50/50. Przewodnik dla pracujących rodziców, jak wspólnie złapać balans między pracą a rodziną”.

 

Gdy brudne naczynia zaburzają Twoją równowagę

Jeśli czujesz, że podział domowych obowiązków zbytnio obciąża Ciebie. Nie masz ani czasu ani sił, by zająć się innymi sferami życia, to chyba czas uznać, że życie nie kręci się wokół czystej podłogi, czy umytych naczyń i… odpuścić.

Albo zaproponować nowy podział obowiązków.

Możesz do tego wykorzystać grę i aplikację Micasa*.  Jej twórcy promują ideę, że „wzajemne wspieranie się i mobilizowanie do działania buduje zdrowe relacje, oparte na partnerstwie”. Celem gry jest uzyskanie podziału 50%-50%.

Zawsze można to zrobić na próbę i zmienić ustalenia, jeśli w praktyce okaże się, że nie jest efektywnie i nie wszystkim członkom rodziny podział obowiązków odpowiada. Myślę, że dobrą okazją będą nadchodzące świąteczne porządki 🙂 .

Jak myślisz?

 

Miłego dnia

Gracjana

 

*nie jest to post sponsorowany 🙂

Równowaga to mit

Równowaga to mit.

Równowaga to mit, jeśli myślimy o niej jako o czymś danym raz na zawsze.

Równowaga to mit, jeśli myślimy, że w życiu można mieć wszystko i wszystkiego po równo.

Równowaga to mit, jeśli traktujemy ją jako cel ostateczny.

Równowaga to mit, jeśli myślimy o niej w perspektywie krótkookresowej.

Równowaga to mit i po raz kolejny dotarło to do mnie w ostatnich miesiącach.

Im bardziej szukam równowagi, tym bardziej widzę, że jej nie ma, a przynajmniej nie jest stanem permanentnym.

Po co więc do niej dążyć i o nią dbać? Choćby po to, by złapać inną perspektywę, kiedy już zbyt mocno oddalam się od tzw. złotego środka.

 

Równowaga to czasownik

Gary  Keller autor książki „Jedna rzecz” proponuje, by myśleć o równowadze nie jako o rzeczowniku, ale czasowniku. Przemawia to do mnie, zwłaszcza że odnoszę wrażenie, iż naszym życiem rządzi chaos, o czym pisałam tutaj. Tymczasem, aby lepiej radzić sobie z chaosem, warto umiejętnie balansować, równoważyć różne aspekty życia, pilnując jednych spraw bardziej. Natomiast odpuszczając w pozostałych.

Znowu przywołam metaforę linoskoczka, który chodząc po linie, balansuje ciężarem ciała, by się na niej utrzymać. A więc rzadko stoi bezczynnie. Raczej ciągle pracuje mięśniami. Ta metafora pokazuje także to, by patrzeć na życiową równowagę w dłuższej perspektywie. Lina jest dość długa i liczą się wszystkie kolejne kroki, jakie linoskoczek wykonuje na całej jej rozciągłości.

Dążenie do harmonii to oddalanie się i zbliżanie do wewnętrznego poczucia równowagi. To balansowanie i ciągłe sprawdzanie, czy na pewno zajmuję się priorytetami.

 

Priorytety czy priorytet?

Słowo priorytet pochodzi od łacińskiego słowa prior, czyli pierwszy, najważniejszy. Dziś natomiast zmagamy się z wieloma priorytetami. Oczywiście sama jestem zwolenniczką tego, by nie przechylać wagi tylko na jedną szalę, nie stawiać wszystkiego na jedną kartę. Zdecydowania wolę umiar i dbanie o różne aspekty naszego życia. Choćby po to, że jeśli jeden z filarów się załamie, inne pomogą mi utrzymać się w ryzach. A z kolei jeden zaniedbany obszar siłą rzeczy odbija się na pozostałych, o czym możesz przeczytać w poście o zarządzaniu energią.

Niektórzy sceptycy sensowności dążenia do równowagi doradzają, by zastąpić to określenie ustalaniem priorytetów, zwłaszcza że równowaga brzmi zbyt mgliście, a priorytety są konkretne.

Niemniej jednak warto zadać sobie pytanie, czy nie za dużo tych „priorytetów” w naszym życiu?

 

Równowaga to mit

Równowaga to mit, ponieważ oczywistością jest, że jeśli do czegoś dążysz, masz przed sobą cel albo zmagasz się z kryzysem, to siłą rzeczy żyjesz w nierównowadze. Tym bardziej żyjąc po swojemu, realizując swoje cele, czy jak kto woli pasje, rozwiązując problemy, skupiasz się mocniej na działaniach związanych z jedną dziedziną kosztem innych.

„ Zaangażowanie się w coś to mniejsza ilość czasu na coś innego”.

Gary Keller

Nierealne jest angażować się we wszystko z jednakową intensywnością. Nie na tym zresztą równowaga polega. Spójrz na kamienie zen, które mają symbolizować równowagę. One też nie są identyczne. Często te mniejsze dają podporę większym i to one być może są najważniejsze w tej konstrukcji. Chcąc robić wszystko z jednakowym zaangażowaniem, poświęcając wszystkiemu tyle samo energii i czasu sprawiasz, że niewiele spraw załatwiasz jak należy. A przecież nie chodzi o to, by ciągle mieć poczucie braku zadowolenia z jakości tego, co robię. Przy czym nie chodzi też o to, by przegiąć w drugą stronę i zapędzić się z perfekcjonistycznym podejściem.

Sztuką jest dostrzec, czemu poświęcić czas i jak długo, by ostatecznie nie zabrakło go na inne rzeczy.

 

Odpuszczanie bez wyrzutów sumienia

Mnie pomaga pogodzenie się z myślą, że równowaga to mit. Pomogło mi to także w ostatnim czasie, kiedy jednocześnie kilka ważnych spraw dopomina się o uwagę, czas i energię. Narodziny dziecka, przeprowadzka i tym samym wywrócenie do góry nogami świata drugiego dziecka, które zmaga się z wielkim kryzysem rozwojowym zwanym potocznie buntem.

Dla mnie brak równowagi to brak czasu na rzeczy najważniejsze. Aby tego uniknąć, godzę się z tym, że nie da się zajmować wszystkim, nie da się zrealizować wszystkich planów. Godzę się, że niektórych rzeczy robić nie mogę i robić nie będę jeszcze jakiś czas albo już nigdy, choć jest dobrze widziane, by je robić 🙂 . Godzę się na tymczasowe oddalenie się od poczucia harmonii, ale nie tak długie, żeby nie móc wrócić do spraw chwilowo zawieszonych.

Dostałam okazję, by praktykować odpuszczenie bez wyrzutów sumienia. Jakie znaczenie ma brudna podłoga w obliczu łez rozpaczy nad rozlanym mlekiem dwulatki. Jakie znaczenie ma wpis na blogu, kiedy miesięczniak chce spać, ale tylko na mamie.

Tak, teraz skupiam się na tym, co w danym momencie najważniejsze, choć niestety nie najłatwiejsze. Robię to po to, by w przyszłości przywrócić zdrowy balans w życiu całej rodziny. Lina jest wciąż przede mną. Być może chwilę na niej postoję, bo może za chwilę będę musiała biec, by się na niej utrzymać 🙂 .

Miłego dnia

Gracjana

 

 

 

 

Kim będzie moje dziecko?

Dzień dziecka – obserwuję moją córkę podczas beztroskiej zabawy i przychodzi mi do głowy pytanie: Kim będzie moje dziecko?

Na tak zadane pytanie nasuwa się odpowiedź dotycząca zawodu, jaki miałaby wykonywać moja córka.

Ale nie to mnie interesuje. Może być kim zechce: programistką, baletnicą, księgową, laborantką, fryzjerką, panią domu itp. Nie ma to dla mnie znaczenia i chyba nie mam na to bezpośredniego wpływu.

Nie wiem, jaki zawód w przyszłości wybierze, ale wiem, czego bym dla niej chciała i na pewno nie jestem w tym odosobniona.

Niezależnie od pracy, jaką będzie wykonywała, życzę jej, żeby sprawiało jej to przyjemność, ale żeby  nie było to jedynym, co ją w życiu cieszy i interesuje, a już na pewno nie było jedyną kwestią, której poświęca czas. Chciałabym, by nie martwiła się na zapas. Zależy mi, żeby była pewną siebie, asertywną, ale i empatyczną osobą. Chciałabym, aby była samodzielna, ale jednocześnie, aby  potrafiła poprosić o pomoc. Zależy mi, żeby umiała odpoczywać, troszczyć się o siebie, wiedziała, kiedy sobie odpuścić, aby traktowała siebie życzliwie i umiała zadbać o równowagę w życiu.

 

Jaki mam wpływ  na to kim będzie moje dziecko?

Czy moje własne obawy i to, jak funkcjonuję na co dzień oraz to, jaki sama otrzymałam przekaz jej pomogą?

Jak ma być pewna siebie, kiedy jej własna matka przez pierwsze miesiące jej życia zastanawiała się, czy to maleństwo ją polubi 😉 ?

Jak ma być asertywna, kiedy nie zawsze potrafię respektować jej prawo do mówienia „nie”?

Jak ma być samodzielna,  kiedy zrobienie czegoś za nią po prostu przyspiesza temat, a mi brakuje cierpliwości?

Jak ma dbać o siebie, kiedy jej własna matka zapomina o sobie i musi włączyć przypomnienie, żeby zjeść 🙂 ?

Jak ma nauczyć się radzić sobie z trudnościami, jeśli chciałabym jej oszczędzić łez, trudnych emocji, niełatwych przeżyć?

Jak ma się nie zamartwiać, kiedy jej matka już myśli, kim ona będzie zamiast być tu i teraz?

 

Jak zatem ją tego nauczyć?

Nie mówić „nic się nie stało”, kiedy upadła i ją ewidentnie boli.

Przyjąć odmowę zjedzenia obiadu, kiedy nie jest głodna.

Pozwolić się złościć i pokazać, jak to okazać, by nie zrobiła sobie ani innym krzywdy.

Pozwolić założyć skarpetki samodzielnie, choć zamiast minuty trwa to pół godziny.

Pozwolić wybrać kolor rajstop nawet jeśli nie pasuje do reszty, ale jej się podoba.

Pozwolić zdecydować, czy ma ochotę na zabawę z drugim dzieckiem czy niekoniecznie, czy ma ochotę się podzielić, czy niekoniecznie – w końcu ja też nie zawsze mam ochotę rozmawiać z inną mamą na placu zabaw, a już na pewno nie mam ochoty pożyczać jej mojej zabawki, na przykład  telefonu.

Cieszyć się z bliskości i nie martwić o to, kiedy zacznie spać w swoim łóżeczku, bo w końcu i na to przyjdzie czas.

No i żyć w taki sposób, a by dawać jej dobry przykład:

Dzieci nie robią tego, co im mówimy, one robią to, co my robimy.

Jesper Juul

 

Czy to wystarczy? Nie wiem, zwłaszcza że i to bywa trudne…

A kim będzie Twoje dziecko?

Miłego dnia

Gracjana

 

PS.  Jeśli potrzebujesz podyskutować na temat równowagi w Twoim życiu zapraszam do grupy Work Life Balance w praktyce na Facebooku

 

 

 

 

 

 

 

Dlaczego sprzątanie zaburza życiową równowagę?

Pewnie większość z Was jest już w wirze świątecznych porządków.

Ja jestem tą szczęściarą, że zazwyczaj na święta wyjeżdżam i zostawiam bałagan samemu sobie.

Tymczasem o sprzątaniu i mojej szczerej niechęci do tej czynności mogłabym opowiadać godzinami. Mogłabym wymieniać, czego  nie lubię, co doprowadza mnie do szewskiej pasji itd. Ale szkoda mi na to czasu…

Bo właśnie najbardziej w sprzątaniu nie lubię tego, że kradnie mi czas. A co za tym idzie zaburza moją równowagę.

 

Dlaczego sprzątanie zaburza moja równowagę?

Sprzątając, nie mogę robić innych przyjemnych, bądź pożytecznych rzeczy. A w końcu robienie przyjemnych rzeczy czyni nas szczęśliwszymi, o czym możesz przeczytać  między innymi tutaj .

Tak wiem, mogę jednocześnie słuchać audiobooków albo podcastów. Nie zmienia to faktu, że czynność ta nie jest ani przyjemna, ani sensowna, skoro następnego dnia mieszkanie wygląda, jak przed sprzątaniem.

Wiem też, że mogę nadać tej czynności większy sens i przestać myśleć, że muszę posprzątać, a zacząć mówić : „chcę posprzątać, bo…”  Pisałam o tym więcej w poście Chcesz być szczęśliwy, to bądź i rób to, co sprawia Ci przyjemność”.

Tylko, ja mam problem z tym „bo”… Może podpowiesz mi, dlaczego warto sprzątać?

 

Dlaczego sprzątanie zaburza równowagę u innych?

Sprzątanie zaburza równowagę, bo bywa, że zakłóca spokój małżeński, czy partnerski, powodując kłótnie lub przeciążenie jednej ze stron. Mówiąc wprost uderza w relacje. Więcej na ten temat znajdziesz we wpisie: „Czy brudne naczynia moga być powodem zaburzonej równowagi?”

Na jednym z parentingowych blogów przeczytałam dosłownie, że gdy wraca z pracy Pan Mąż, ma pretensje o porozrzucane zabawki. Pomyślałam sobie: „No to niech sam je posprząta jak mu przeszkadzają!”. Do tego po lekturze komentarzy odnośnie tego, jak to work life balance nie jest możliwy, jeśli się jest pracującą matką stwierdziłam, że chyba żyję w innym świecie, gdyż w moim domu oboje z mężem balansujemy między obowiązkami, oboje bierzemy odpowiedzialność. W moim świecie nikt mnie nie pyta: „A mąż pomaga w domu przy dziecku?” Bo mąż, tak samo jak ja, ma dom i dziecko i związane z tym obowiązki, a pomaga mi zdjąć walizkę z górnej półki, bo za duża to ja nie urosłam.

Jak sprawić, by sprzątanie i inne domowe obowiązki nie zaburzały równowagi piszą autorki książki „50/50. Przewodnik dla pracujących rodziców, jak wspólnie złapać balans między pracą a rodziną” Sharon Meers i Joanna Strober. Przekonują one, że work life balance jest możliwy pod warunkiem, że małżeństwo dzieli się wszystkimi obowiązkami – od pracy zarobkowej począwszy na wynoszeniu śmieci skończywszy.

 

Ćwiczenie


Jeśli masz poczucie, że równowaga w tym zakresie u Ciebie kuleje, zachęcam Cię do pobrania listy zadań i wykonania ćwiczenia wspólnie z partnerem/mężem etc.  Oczywiście możesz dopisać nieprzewidziane lub wykreślić te, które Was nie dotyczą. Następnie zaznaczcie, które faktycznie dzielicie na zmianę, a którymi obarczone jest jedno z Was. Jestem ciekawa proporcji.

A następnie odpowiedzcie na pytania:

  • Czy podział obowiązków w Waszej rodzinie odpowiada wszystkim? Jeśli nie, to komu odpowiada? Komu nie odpowiada?

 

  • Jak podział obowiązków wpływa na poczucie równowagi u poszczególnych osób?

 

  • Jak inaczej moglibyście podzielić/delegować obowiązki, aby lepiej to Wam służyło?

 


 

Sprzątanie i inni złodzieje czasu

W moim przypadku sprzątnie zaburza równowagę, tymczasem u Ciebie może spełniać ważną rolę, dawać Ci poczucie kontroli, bezpieczeństwa, komfortu.  Z kolei dla Ciebie co innego może być takim złodziejem czasu.

Poniżej kilka przykładów złodziei czasu – z góry uprzedzam, że w dużym uproszczeniu, bo doskonale wiem, że życie nie jest czarno-białe 🙂

  1. Telewizja, seriale, transmisje sportowe (tak, tak, te również, czy nie lepiej byłoby się samemu ruszyć 🙂 ).

 

  1. Social media – trudno już bez nich się obejść, ale może warto ograniczyć na rzecz realnego życia.

 

  1. Rozpamiętywanie, narzekanie, obgadywanie – jest Ci źle, popełniłeś błąd, spotkało Cię coś przykrego, ktoś zrobił Ci przykrość. Może już czas zamknąć pewien rozdział, zastanowić się jak poprawić swoją sytuację. Ja np.marnowałam czas na narzekanie na sprzątanie – przestałam sprzątać, przestałam narzekać 🙂 .

 

  1. Gdybanie – czy już wiesz, na co przeznaczyłbyś wygraną w totolotka? Ja wiem doskonale, choć nie gram 🙂 . Dlatego, biorę sprawy w swoje ręce, by móc wieść życie jakie chcę, bez tej wygranej.

 

 

A jak u Ciebie jest ze sprzątaniem?

Co kradnie Twój czas?

Miłego dnia

Gracjana

 

PS. Jeśli potrzebujesz podyskutować na temat równowagi w Twoim życiu zapraszam do grupy Work Life Balance w praktyce na Facebooku

Ile kosztuje Twój telewizor?

Ile kosztuje Twój telewizor?  1000 zł, 15000 zł? A może nie masz telewizora? W takim razie pytanie brzmi, ile zaoszczędziłeś dzięki temu, że go nie posiadasz?

Aby dowiedzieć się, jaki jest całkowity koszt Twojego telewizora, zastanów się pierwszej kolejności, ile godzin dziennie przed nim spędzasz i co konkretnie oglądasz? Wg danych Nielsen Audience Measurement w okresie od stycznia do maja 2017 roku średni dobowy czas oglądania telewizji przez przeciętnego Polaka wyniósł 4 godziny i 36 minut. A Ty ile czasu spędzasz przed telewizorem?

 

Ile kosztuje Twój telewizor ?

Ile kosztuje Cię używanie telewizora w dosłownym tego słowa znaczeniu, możesz sprawdzić w Porównywarce Cen Energii albo na blogu Zaradny finansowo w artykule o tym ile kosztuje godzina oglądania TV oraz o kosztach dostępów do różnych platform i kablówek.

Ja z kolei chciałam Ci pokazać, że Twój telewizor kosztuje Cię czas.

Aby oszacować, jaką to ma wartość finansową możesz uwzględnić Twoje godzinowe wynagrodzenie, albo godzinowe wynagrodzenie niani, która zajmuje się Twoimi dziećmi, a potem zsumuj te kwoty miesięcznie.

Oczywiście nie każda godzina spędzona przed telewizorem jest zmarnowana. Sama odprężam się, wciągając w ulubiony serial i nie uważam tego za marnowanie czasu. Wpis ten znalazł się w kategorii „udane relacje”, gdyż najczęściej, kiedy pracując jeszcze dużo podróżowałam, często nie miałam siły na spotkania, czy choćby telefony i rozmowy, wolałam zatem oddać się tej niewymagającej rozrywce.

Natomiast mam świadomość, że oglądając telewizję, nie robię innych rzeczy.

 

Czego nie robisz oglądając telewizję?

 

Nie uczysz się języków obcych

no chyba, że to program do nauki danego języka albo film w oryginalnej wersji językowej – rzecz jasna bez lektora

 

Nie spędzasz czasu z dzieckiem

no chyba, że wspólnie oglądacie bajkę czy film, po to, by później o tym podyskutować

 

Nie spędzasz czasu ze znajomymi

no chyba, że robicie sobie seans filmowy albo maraton serialowy

 

Nie podróżujesz

no chyba, że oglądasz program podróżniczy, po to, by zebrać inspiracje i wiedzieć, co warto i co sam chcesz zobaczyć na własne oczy

 

Nie remontujesz domu

no chyba, że popatrujesz, jak to zrobić małym kosztem i jakie trendy uwzględnić

 

Nie ćwiczysz

no chyba, że robisz to wraz z prowadzącym na ekranie

 

Nie sprzątasz

no chyba, że oglądając program o porządkach, pocieszasz się, że inni mają większy bałagan niż Ty 🙂

 

Nie czytasz książek

no nie czytasz, nawet jeśli oglądasz program o nowościach wydawniczych

 

Zauważ jednak, że wszystkie te rzeczy możesz robić bez telewizora – w końcu seanse filmowe, mogą odbywać się u znajomych, którzy mają szklany ekran 🙂 .

Mnie osobiście większą frajdę sprawiają własne choćby skromne wakacje niż oglądanie innych ludzi podczas ich egzotycznych podróży.

 

A jak to jest u Ciebie? Czy wiesz, ile kosztuje Twój telewizor?

Miłego dnia

Gracjana

 

PS. Jeśli potrzebujesz podyskutować na temat równowagi w Twoim życiu zapraszam do grupy Work Life Balance w praktyce na Facebooku

 

Jak pomagać innym i nie dawać się wykorzystywać – czyli w oparach absurdu cz. 4

Jak pomagać innym bez poczucia, że dajesz się wykorzystywać?

To kolejne kontinuum z cyklu „W oparach absurdu”. Jak pogodzić chęć bycia pomocnym, ale tak, by nie brać na siebie za dużo i nie mieć poczucia, że się eksploatujesz?

Lubię myśleć o sobie, że jestem pomocna i z trudem przychodzi mi odmawianie. Pewnie też nie bez przyczyny wybrałam taki, a nie inny zawód. Continue reading „Jak pomagać innym i nie dawać się wykorzystywać – czyli w oparach absurdu cz. 4”

6 wskazówek, jak kontrolować emocje?

Jak kontrolować emocje? Czy wiesz, po co chcesz je kontrolować?

Ostatnio pisałam, że zazwyczaj staramy się radzić sobie z trudnymi, czy też niechcianymi emocjami, podczas gdy z kolei  wolelibyśmy wzmocnić odczuwanie radości. Dlatego może lepszym słowem byłoby regulować?

A po co regulować emocje?

  • pomoże Ci to w relacjach
  • ułatwi Ci radzenie sobie ze stresem
  • dobrze wpłynie na twoje samopoczucie i zdrowie

 

 

Oto 6 wskazówek jak kontrolować emocje

Kontroluj okoliczności

  • unikaj sytuacji, w których wiesz, że się złościsz albo korzystaj z okazji, które dają Ci powód do radości. Jeśli wiesz, że gdy się spieszysz zaczynasz się złościć, to tak planuj swoje działania, by wyeliminować pośpiech. Jeśli wiesz, że w kontakcie z konkretną osobą odczuwasz poczucie winy, to ogranicz kontakty z nią albo nie poruszaj tematów, które wzbudzają w Tobie to uczucie. Jeśli chcesz mieć więcej radości w swoim życiu, to rób więcej tego, co sprawia Ci przyjemność ( sprawdź, jak to działa tutaj).

 

Znajdź swoje myśli zapalniki

  • jeśli poproszę Cię byś pomyślał o różowym słoniu to, czy go widzisz? A przecież taki w naturze nie istnieje, więc skoro nie istnieje to, o czym myślisz, to może nie jest prawdziwe to, jak spostrzegasz, czy raczej interpretujesz daną sytuację? Jeśli zatem potrafisz kontrolować myśli, czyli m.in odróżnić swoje własne przekonania od faktów, to potrafisz kontrolować swoje emocje, gdyż są one pochodną Twoich myśli. Więcej możesz przeczytać w poście „Skąd się bierze złość”.

 

Zachowaj higienę umysłu

  • kontroluj to, jakie wiadomości do Ciebie napływają – np. przestań oglądać programy informacyjne (nie tylko w telewizji publicznej 😉 )  A jeśli to jest niemożliwe, to kontroluj to, na których informacjach się zatrzymujesz. Sprawdź, czy gromadzisz w sobie wszystkie smutne, tragiczne historie, które tylko potwierdzają, że świat jest zły, skorumpowany, niebezpieczny, niesprawiedliwy itp. A może raczej te, że świat idzie z postępem, daje Ci różne możliwości i pozwala wyjść cało nawet z trudnych sytuacji.

 

Korzystaj z zasobów

  • niewątpliwym zasobem są ludzie, którzy mogą udzielić Ci wsparcia. Jeśli jednak należysz do tych, którzy uważają, że innych nie powinno  się obarczać swoimi emocjami, to naucz się  wykorzystywać  oddech, uważność, rozpoznawanie impulsu itd.

 

Dbaj o siebie 

  • wypoczęty, wyspany, najedzony organizm inaczej reaguje na pojawiające się bodźce. Pamiętaj, że stare nawyki wracają, gdy jesteśmy zmęczeni, głodni itd. Wiele prawdy jest w powiedzeniu „Głodny Polak, to zły Polak”.

 

Obniż poprzeczkę – albo zredukuj swój perfekcjonizm

  • nie zawsze da się zapiąć wszystko na ostatni guzik, nie da się przewidzieć wszystkich zdarzeń, pozwól sobie na błędy, a przynajmniej je sobie wybaczaj, zastanów się, co jest dla Ciebie wystarczająco dobre i zmierzaj do tego, jeśli przekroczysz ten próg – plus dla Ciebie, a jeśli nie – unikasz frustracji, rozczarowania, czy wstydu.

 

Poznaj moc mimicznego sprzężenia zwrotnego

  • hipoteza mimicznego sprzężenia zwrotnego zakłada, że ludzki mózg interpretuje informacje wysyłane przez mięśnie, po czym reguluje ilość i rodzaj wydzielanych hormonów, które towarzyszą określonym emocjom. W praktyce miałoby to oznaczać, że jeśli się uśmiechasz, to dajesz sygnał swojemu mózgowi, aby wydzielał hormony szczęścia. Wnioski te wyciągnięto na podstawie eksperymentu z roku 1988 przeprowadzonego przez Fritza Stracka. W badaniu jedna grupa badanych miała za zadanie trzymać w zębach ołówek (co było namiastką uśmiechu, a nie chciano niczego sugerować wprost), druga grupa miała trzymać ołówek tylko ustami (co z kolei sprawiło, że usta były zaciśnięte). Następnie obie grupy oglądały komiks i oceniały, na ile jest on dla nich śmieszny. Osoby z grupy trzymającej ołówek w zębach oceniły oglądane materiały jako zabawne w większym stopniu niż grupa druga. Wprawdzie w 2016 próbowano odtworzyć badanie, ale nie przyniosło ono tych samych rezultatów. Niemniej jednak skoro np. strachowi towarzyszy napięcie mięśni, to ich rozluźnienie prowadzi do rozładowania napięcia. To założenie jest podstawą wielu technik relaksacyjnych. Poza tym nic nie zaszkodzi uśmiechnąć się mimo wszystko 🙂 .

 

A co Tobie pomaga kontrolować emocje?

Miłego dnia

Gracjana

 

PS. Jeśli potrzebujesz podyskutować na temat równowagi w Twoim życiu zapraszam do grupy Work Life Balance w praktyce na Facebooku