Work life integration zamiast work life balance?

Odkąd wróciłam do korporacyjnego kieratu, na nowo muszę nauczyć się dbać o równowagę. To, co sprawdzało się kiedyś, dziś nie ma zastosowania, bo w pracy w tak dynamicznym środowisku trudno np. o rutynę, której jestem zwolenniczką. Teraz jednak kluczowa jest elastyczność.

A Tobie jak idzie balansowanie?

Wiesz, że ważne jest zadbać o różne dziedziny życia. Być może wzięłaś sobie to mocno do serca. Może nawet za mocno i trzymanie sztywnego podziału na to, co zawodowe, a co prywatne kosztuje Cię za wiele: emocjonalnie, czasowo, finansowo… Próbujesz wdrożyć w życie kolejne narzędzia, a one nie działają. Sprawdź, dlaczego?

Być może hołdujesz zasadzie 3×8. Pisałam, że i ona nie działa. A to dlatego, że nie przystaje do wyzwań dzisiejszego świata.

Kiedy próbowano zaradzić wypaleniu zawodowemu, zaczęto mówić o work life balance. Wówczas rzeczywiście rozumiano równowagę jako separację tego, co zawodowe od tego, co prywatne. Ten podział jednak dziś nie ma racji bytu. Nie sprawdza się, kiedy jesteśmy dostępni dla szefa, klienta, męża/żony, dzieci, znajomych 24h na dobę, pracujemy i uczymy się z domu.

 

Work life integration zamiast work life balance

Dlatego dzisiejsi eksperci sugerują zintegrować życie prywatne i zawodowe zamiast je od siebie sztywno i sztucznie oddzielać. A dla rozróżnienia wprowadzają termin work life integration.

Dla mnie osobiście to tylko inna nazwa, gdyż idea work life balance nigdy nie kojarzyła mi się ze sztywnym podziałem. Ponadto zarówno jedno jak i drugie określenie wskazują, że życie i praca to odrębne dziedziny. A przecież praca jest częścią życia.

Więcej na temat tego, jak rozumiem i co dla mnie kryje się pod pojęciem work life balance możesz przeczytać w postach: „Czy na pewno potrzebuję równowagi” oraz „Czym nie jest work life balance”.

Niezależnie od tego, który termin bardziej Ci odpowiada  idealnie byłoby, gdyby po pracy najzwyczajniej się od niej odciąć (nawet jeśli Twoja praca jest jednocześnie pasją) i dać sobie czas na regenerację. Ale…

Oczywiście nie w każdym zawodzie da się opuścić „taśmę”, by obejrzeć przedstawienie w szkole.  Nie wyobrażam też sobie, gdyby lekarz, który przeprowadzał cesarskie cięcie odebrał telefon od żony podczas mojej operacji. Ale może to granice mojej wyobraźni są za wąskie.

Dlatego w idei równowagi życiowej ważne jest indywidualne wypracowanie swoich nawyków dbania o nią oraz efektywnego dla Ciebie integrowania różnych sfer.

O ile prowadzisz swój biznes, to Ty decydujesz, jak zarządzisz czasem. Jednak w realiach zatrudnienia na etacie, by work life integration mogło funkcjonować potrzeba jeszcze zmiany podejścia pracodawców, ale i mentalności samych pracowników.

Już chyba lepszego momentu na zmianę strategii nie będzie. Pandemia pokazała, że to, co do tej pory wydawało się niemożliwe, jak np. praca z domu, do tego z dziećmi, zdalna obsługa klienta, zdalne spotkania,  jest nie tylko realne, ale i może być bardziej efektywne .

 

Co możesz zrobić by dać sobie większa szanse na work life integration?

Po pierwsze choć w niektórych zawodach sztywny podział na czas pracy i po pracy istnieje, to w wielu przypadkach nie przystaje do realiów. To, co jest po Twojej stronie to sprawdzić, czy w ogóle taki sztywny podział jest Ci na rękę?

Czy po to, by złapać dystans, musisz się odciąć? Czy dla Ciebie idealnym rozwiązaniem będzie pozostawienie komputera w biurze, by nie kusiło Cię zaglądanie do niego w domu po godzinach pracy? Czy jednak bardziej komfortowe dla Ciebie jest „żonglowanie czasem” i planowanie zadań zawodowych i domowych w przeciągu całej doby? Czujesz się dobrze z tym, że w ciągu „godzin pracy” możesz załatwić coś prywatnego. A jednocześnie, kiedy masz pilną sprawę zawodową nie narzekasz, że musisz usiąść wieczorem, tylko dla własnego spokoju to po prostu robisz, by zamknąć temat i z poczuciem dobrze wykonanego obowiązku pójść spać?

Po drugie ustal z szefem, aby jasno określał, na kiedy potrzebuje odpowiedzi od Ciebie. Może się okazać, że on pisze do Ciebie po 22, ale nawet przez myśl mu nie przeszło, że Ty będziesz mu natychmiast  odpowiadać. Dla niego to po prostu wygodna pora, a Ty nadinterpetowałaś jego oczekiwania.

Po trzecie jeśli jednak szef liczy, że będziesz odpowiadać natychmiast to można spróbować ustalić realny czas na reakcję. A jeśli to nie pomoże …można  zmienić pracę :).

O roli komunikacji w dbaniu o work life balance na pewno jeszcze napiszę.

 

Work life integration czy work life balance?

Jak już wspomniałam, terminologia ma dla mnie drugorzędne znaczenie. A chodzi dokładnie o to samo.

Work life integration zakłada właśnie takie działanie, które pozwala Ci być efektywną, realizować swoje cele, regenerować się w zgodzie ze sobą. W zgodzie z tym, czego aktualnie, w konkretnej sytuacji potrzebujesz. Bez konieczności wyboru albo praca albo rodzina.

Jednocześnie to zgoda na to, że czasem nie masz wyjścia i szala przeważa się w jedną lub drugą stronę, by dopiero po pewnym czasie, po zażeganiu kryzysu, po zakończonym projekcie przywrócić balans.

Kiedy jesteś np. kadrową i jedyną osobą, która w firmie nalicza wynagrodzenia, to oczywistym jest, że w terminie wypłat nikt Cię nie zastąpi, a szef nie puści Cię na urlop. Od Ciebie będzie zależało zaplanowanie odpoczynku po takim każdorazowym okresie wymagającym cięższej pracy.

Czasami będę potrzebować odcięcia i wyłączę telefon. Innym razem, by być spokojną będę miała telefon włączony przy sobie, by trzymać rękę na pulsie. Jasne jest dla mnie, że jeśli jednego dnia urwałam się z pracy do lekarza, to nic złego w tym, jeśli następnego dnia wieczorem zajrzę do skrzynki i odpowiem na maile. Innymi słowy angażuję swoją energię i czas w to, co aktualnie tego wymaga, starając się równoważyć  wysiłek adekwatnym odpoczynkiem  i uwagą dla innych sfer w innym momencie.

Work life integration pozwala na satysfakcję bez sztucznych podziałów, na lepszą jakość życia.

Integracja różnych sfer życia nie oznacza, że nigdy nie dopadnie Cię poczucie, że czemuś w danym dniu poświęciłaś za mało albo za dużo czasu. Tu chodzi o generalne poczucie satysfakcji. Sama nie jestem w stanie zrelaksować się, czy wyluzować w zabawie z dziećmi, kiedy wiem, że czegoś nie dokończyłam. Zwłaszcza, kiedy wiem, że zajmie mi to chwilę. Wolę tę chwilę dłużej posiedzieć nad pracą, by potem już naprawdę z czystą głową poświęcić czas dzieciom, bo jak mówią eksperci jakość tego czasu ma znaczenie!

 

Pytanie więc, czy Tobie bardziej pasuje sztywny podział na sferę prywatną i zawodową, czy jesteś skłonna balansować płynnie uwagą, energią i uznać, że praca to część życia i pozwolisz jej przenikać w Twój prywatny czas?

Miłego dnia

Gracjana

 

 

 

 

 

Ograniczam się

„Ograniczam się” to kolejne słowo na mojej liście ulubionych słów, tuż obok „wystarczy”.

Pewnie czytasz i nie wierzysz, bo ograniczeń masz już serdecznie dość!!!

Nie sposób nie odnieść się do jego negatywnych konotacji. Trochę kłóci się z potrzebą wolności, z chęcią posiadania więcej i więcej, robienia coraz więcej i tego, na co masz ochotę. A nie da się ukryć, że ostatnio  narzuconych ograniczeń mamy mnóstwo. Do tego, kiedy słyszymy on/ona jest ograniczony/a, to nie jest to komplement, a raczej przytyk do ilorazu inteligencji, czy też wąskich horyzontów myślowych.

Jednak, kiedy mówię „ograniczam się” to mam na myśli kolejny sposób zadbania o siebie, pilnowania równowagi.

Ograniczam się

to tytuł bloga prowadzonego przez Kasię Wągrowską, poruszający temat zero waste. Może nie jestem eco- freakiem, ale leży mi na sercu dobro planety i chciałabym, aby moje córki miały, gdzie żyć, czym oddychać i co pić. Więc ograniczam użytkowanie plastiku, jazdę samochodem po mieście, kupowanie zbędnych przedmiotów, oszczędzam wodę itd.

Ograniczam się

to znaczy specjalizuję się. Nie muszę umieć i wiedzieć wszystkiego. Nie muszę znać się na wszystkim. Nie muszę też perfekcyjnie działać w każdej dziedzinie. Ale chcę być dobra w tym, co jest moją domeną.

Ograniczam się

to znaczy, że koncentruję się na tym, co ważne dla mnie. Dbam o to, by postępować w zgodzie ze swoimi wartościami. Dbam, by gospodarować swoim czasem i pieniędzmi i wydawać je na to, co jest mi potrzebne, co zbliża mnie do poczucia spokoju, równowagi, bycia w zgodzie ze sobą, życia w komforcie, choć niekoniecznie w przepychu 🙂 .

Ograniczam się

to jak pisze Anita z „Być bliżej” odejmuję sobie. Odejmuję sobie obowiązków, powinności, frustracji, stresorów. Innymi słowy unikam, nie podejmuję się, mierzę siły na zamiary, zmniejszam oczekiwania itp.

Ograniczam się

czyli wracam do strefy komfortu. Nie boję się, że przestanę się rozwijać, że spocznę na laurach. Nie obawiam się, za to wiem, że aby mieć siły na ten rozwój, muszę zadbać o energię, a nie zrobię tego poza strefą komfortu. Żeby poza nią wyjść, muszę najpierw w niej być.

Ograniczam się

to znaczy, że czasem po prostu odpuszczam.

Czy i Tobie zdarza się ograniczać?

Miłego dnia

Gracjana

 

PS. Jeśli potrzebujesz podyskutować na temat równowagi w Twoim życiu zapraszam do grupy Work Life Balance w praktyce na Facebooku.

Czy warto być jak Steve Jobs? Czyli o tym, czy łączyć pasję z pracą?

Mówi się, że aby nie pracować nigdy więcej, należy robić to, co się kocha.

Pewnie sama znasz przykłady osób, którym udało się łączyć pasję z pracą, dzięki czemu zarabiają, robiąc to, co naprawdę lubią. A to czyni ich szczęśliwszymi, odczuwają mniej stresu – przynajmniej tak deklarują.

Wiążąc pasję z pracą z pewnością łatwiej osiągnąć satysfakcję i spełnienie, bo nie od dziś wiadomo, że nie tylko o pieniądze w pracy chodzi. Z pewnością też łatwiej zmotywować się do czegoś, co lubisz i w czym widzisz sens, niż zmusić się do codziennego wstawania z łóżka i dawania z siebie 100% tam, gdzie Cię nie doceniają i gdzie nie widzisz sensu podejmowanych działań.

 

Rób to, co kochasz, połącz pasję z pracą  –  to mit i presja

„Rób to, co kochasz robić. Znajdź swoją pasję. Jedynym sposobem, aby osiągnąć sukces jest kochać to, co robisz.”

Steve Jobs

Sądzę, że słowom Steve’a Jobsa nadaje się niepotrzebnie aż takiej mocy. I chyba na wyrost łączy się je z pracą. Wszak robić to, co się kocha można gdziekolwiek 🙂 .

Poza tym, czy naprawdę chcesz być jak Steve Jobs? Wielu jego pracowników, czy choćby jego dzieci, zwłaszcza najstarsza córka, mogliby powiedzieć coś więcej na temat tego, czy Jobs był rzeczywiście przykładem do naśladowania.

Tymczasem, owszem to wizjonerzy i pasjonaci zmieniają świat. Ale fakt, że Ty po prostu korzystasz z ich osiągnięć i wcale nie masz ochoty opuszczać strefy komfortu, nie oznacza, że masz się czuć winna.

 

Dlaczego nie zawsze warto łączyć pasję z pracą?

Z góry zaznaczę, że kibicuję wszystkim pasjonatom. A zwłaszcza tym, którzy chcą na swojej pasji zarabiać. Naprawdę potrzeba nam takich ludzi, którzy robią to, co lubią i zarażają swoim entuzjazmem. Ale ponieważ czasem coach otwiera oczy, to chciałam zwrócić uwagę na kilka aspektów, które warto rozważyć zanim podejmie się radykalne kroki. Zatem zanim rzucisz pracę w korporacji, sprawdź, jak ją „wykorzystać”, by łatwiej zamienić swą pasję w zawód.

Zanim zdecydujesz się połączyć pasję z pracą sprawdź, czy wzięłaś pod uwagę to, o czym piszę poniżej:

 

Pieniądze zabijają motywację

Pisząc o pracy z pasją, nie sposób nie wspomnieć o tej „słynnej” motywacji. Pisałam o niej także tutaj. Jednak szerzej ten temat przedstawia w książce  „Drive. Kompletnie nowe spojrzenie na motywację” Daniel H. Pink. Przytacza tam liczne badania nad motywacją i wnioski z nich płynące. Przez lata badacze zdążyli wielokrotnie potwierdzić, że naszymi działaniami kierują nie tylko wrodzone popędy i potrzeby, ale też siła napędowa, jaką jest wewnętrzna motywacja. Według nich na ten konstrukt składają się trzy elementy: poczucie autonomii, poczucie biegłości i poczucie celowości.

Jasne jest więc, że realizując pasje, jesteśmy sterowani właśnie wewnętrzną motywacją, bo robimy to, co i jak chcemy, pragniemy być w tym coraz lepsi i mamy w tym cel.

A teraz uwaga!

Kiedy uczestnicy otrzymywali pieniądze lub byli w inny sposób wynagradzani za to, co do tej pory robili spontanicznie i z przyjemnością, szybko tracili oni zainteresowanie tym działaniem. Mało tego, jeśli w kolejnych próbach tej nagrody nie obiecano, uczestnicy nie podejmowali wysiłku.

Po sieci krąży taka oto opowieść obrazująca to, jak pieniądze zabijają motywację:

Pewien mężczyzna, wychodząc z domu spotykał grupę chłopców, którzy dla zabawy rzucali w niego kamieniami. Pewnego razu zawołał chłopców i powiedział, że zapłaci im 2 dolary, jeśli będą rzucać w niego kamieniami. Kolejnego dnia powiedział chłopcom, że dziś ma dla nich tylko po dolarze za rzucanie w niego kamieniami. Kolejnego mógł im dać tylko pół dolara, a chłopcy stwierdzili, że im się to nie opłaca i przestali w niego rzucać.

Dlatego zanim zmienisz pasję na pracę zastanów się, czy wystarczy Ci tej wewnętrznej motywacji.

 

Czy Twoja pasja pozwoli Ci się utrzymać?

Tak, tak! Pieniądze to nie wszystko! Ale czy nie jest przypadkiem tak, że by zarobić tyle, ile na etacie musisz pracować dwa razy dłużej?

Do tego zamiast spełnienia i satysfakcji czujesz frustrację, bo nie stać Cię na to wszystko, co do tej pory?

Nie każda pasja musi mieć wymiar zarobkowy. Nie każdą pasję łatwo przekuć w intratne zajęcie.

Pamiętam rozmowę ze znajomą, która dla relaksu robiła na szydełku chusty. Kiedy jedną z nich zobaczyłam od razu podjęłam temat, czy nie dałoby się tego zajęcia „zmonetyzować” 😉 . Ale wystarczyła prosta kalkulacja. Jedną chustę mogłaby sprzedać za 100 zł –  maksymalnie za 200 zł. Wykonanie jednej zajmowało jej 12 godzin. Zakładając, że przez 5 dni w tygodniu robiłaby jedną chustę dziennie, to zarobiłaby mniej niż aktualnie na etacie, a nie wzięłyśmy pod uwagę kosztów materiałów, prądu, reklamy, prowizji platform sprzedażowych, ZUS-u itp. No i czy nadał szydełkowanie sprawiałoby jej przyjemność, gdyby musiała robić to codziennie od rana do nocy???

 

Czy łatwiej o work life balance czy o wypalenie zawodowe?

Już w poprzednim poście przestawiłam swoje stanowisko, że realizując pasję jednocześnie zaprzeczamy idei równowagi.

Jednak dla wielu osób połączenie pracy i pasji rzeczywiście daje szansę na zachowanie work life balance. Jednak w wielu innych przypadkach okazuje się, że w ciągu doby nie ma już na nic czasu prócz pracy, ups ! Przepraszam, na nic oprócz pasji.

Jest to o tyle ważne, że granica między tym co prywatne a zawodowe mocno się zaciera. I tu kij ma dwa końce. Kiedy pasja jest jednocześnie formą zarabiania na życie, może być trudniej o postawienie sobie jasnych granic i znaleźć czas na to, by odpocząć, spędzić czas z innymi, zrobić cokolwiek, co nie wiąże się z pracą, która jednocześnie jest pasją i …odwrotnie…

Wiele badań wskazuje na to, że pasja pozwala bardziej się „zapalić się” do wykonywania obowiązków. Jednocześnie to raczej pasja z jaką poświęcamy się hobby daje odpocząć, złapać dystans, nabrać sił.

Jednym z elementów zapobiegania wypaleniu zawodowemu jest oderwanie się od świata zawodowego, czy to poprzez spędzanie czasu z innymi, czy poprzez zaangażowanie się w hobby. Gdy pasja stanie sie pracą, w Twoim życiu może zabraknąć tego wentyla i równowagi.

 

Nie ma szefa, za to są klienci i urząd skarbowy

Liczyłaś, że będzie lżej, bo nie trzeba się użerać z szefem. Tymczasem musisz spełniać wymagania klientów 🙂 . Oczywiście trudno to porównać zero – jedynkowo, ale tak jak szef może zdecydować o tym, czy masz pracę, tak samo klient decyduje, czy będzie z Tobą pracować. Jasne, że działa to i w drugą stronę – klienta poniekąd możesz wybrać. Ty możesz zdecydować z kim nie podejmiesz współpracy. Szefa raczej nie wybierasz :).

Nie zmienia to faktu, że pracując na etacie, możesz zostać zwolniona. Ale tak samo jeśli np. nie dotrzymujesz terminów, możesz stracić klientów. A z kolei jeśli oni spóźniają się z płatnościami albo wcale nie płacą, Tobie brakuje na ZUS.

 

Muszę

Kiedy Twoja pasja zamienia się w pracę, w Twoim słowniku coraz częściej pojawia się słowo „muszę”:

→Muszę przygotować ofertę

→Muszę wystawić faktury

→Muszę zadzwonić do klienta

→Muszę rozpatrzyć reklamację

→Muszę wrzucić post na bloga

I takich „muszę” codziennie przybywa. Podczas gdy wcześniej robiłaś coś, bo tego chciałaś.

Zakładając firmę, często musisz być jednocześnie księgową, marketingowcem, sprzedawcą itd. Pytanie, czy wszystkie te „dodatkowe” zajęcia” nie odbiorą Ci radości z pasji?

 

Praca nie musi być pasją

To co nam w życiu przeszkadza, to przekonania. I uważam, że jednym z takich szkodliwych przekonań może być to o tym, że zawodowo należy robić to, co się kocha, gdyż w wielu przypadkach funduje tylko frustrację. Sama odnalazłam spokój, kiedy pogodziłam się z tym, że nie mam pasji. Poczułam, że przez lata dałam sobie wmawiać, że tylko dzięki pasji, można osiągnąć sukces, spełnienie, satysfakcję.

Kluczem do działania z pasją jest poczucie sensu. Co ważne, to my możemy nadać sens temu, co robimy. Nawet „zwykła” praca może być okazją i przestrzenią do rozwijania zainteresowań, czy też pasji rozumianej jako zaangażowanie w coś sensownego.

Ale o tym w osobnym poście 🙂 .

Miłego dnia

Gracjana

 

PS. Jeśli potrzebujesz podyskutować na temat równowagi w Twoim życiu zapraszam do grupy Work Life Balance w praktyce na Facebooku

Jak Michael Jordan uświadomił mi, dlaczego nie mam pasji

Jako nastolatka zamiast plakatów ówczesnych boysbandów powiesiłam na ścianie w moim pokoju plakaty składu Dream Team z 1992 r. Dlatego kiedy Netflix udostępnił serial dokumentalny „Last Dance” musiałam  go zobaczyć, odkładając zaległości filmowe na inny czas. W serialu pokazano drogę do zwycięstw legendarnej drużyny NBA  – Chicago Bulls w latach 90 – tych. A wszystko to pod wodzą Michaela Jordana – koszykarza wszech czasów. Zawodnika, który stał się marką, symbolem i idolem na całym świecie.

Często bywa tak, gdy po latach odkrywasz kulisy sławy swojego idola, wówczas jego blask odrobinę blednie.

Czy mój podziw dla Michaela Jordana przygasł. Nie. Myślę, że tylko dzięki temu, jaki był osiągnął tak wiele.

Nie ten czas i miejsce, by analizować skąd u niego taka zawzięta chęć do rywalizacji, udowadniania, że jest najlepszy.  Natomiast w serialu nie wprost, a bardziej między słowami pokazano, jaką cenę płacił za to, że kompletnie oddał się swojej pasji.

 

Czym jest pasja

Zanim wyjaśnię, dlaczego nie mam pasji, warto by naświetlić, co się kryje pod tym pojęciem.

Pasja według definicji to namiętność, wielkie zamiłowanie do czegoś, ale też silny gniew (szewska pasja). Samo słowo pochodzi od łacińskiego „passio” czyli cierpienie, męka.

Dziś pewnie częściej używamy tego terminu dla określenia radości, siły i energii życiowej. Choć pewnie brak możliwości realizowania swojej pasji może być źródłem cierpienia. Podobnie jak to, że pasja wymaga licznych wyrzeczeń, też może do cierpienia doprowadzić.

Dla mnie pasja to całkowite poświęcenie i oddanie jednej sprawie. Pasja to praca, to działanie i podejmowanie wysiłku mimo spadku motywacji i trudności. To takie zaangażowanie, gdzie czas przestaje się liczyć. Nie ma znaczenia też opinia innych. Według mnie można z pasją chodzić z kijkami, ale chodzenie z kijkami nie jest pasją.  Innymi słowy, czym innym według mnie jest pasja, czym innym hobby, czy też przedmiot pasji.

Dla potrzeb argumentacji skupię się na ogólnej perspektywie i potocznym znaczeniu pasji.

 

Dlaczego nie mam pasji?

Zaryzykuję stwierdzenie, że wszystko co robię, robię po to, by znaleźć w życiu pewien balans. Pasja jest z gruntu zaprzeczeniem równowagi. A zwłaszcza pasja rozumiana jako wyszukane, wymagające i absorbujące hobby. Zaburza równowagę, bo wymaga ponadprzeciętnych nakładów energii, emocji, uwagi, czasu, czy finansów.

Nie mam pasji, bo oddanie się jej wymaga poświęceń i wyrzeczeń. Jeśli nawet ceną nie jest skrajne zaniedbanie na przykład relacji, to częściej wiąże się z wysiłkiem organizacyjnym. Rezygnacją na przykład z wakacji, snu, czy po prostu odpoczynku.

Nie mam pasji, bo oddanie się jej wymaga dobrej kondycji (psychofizycznej), regularności, odpowiedniej ilości snu. Mając małe dzieci, muszę mieć czas dla siebie na regenerację, ale niekoniecznie muszę szukać na siłę interesujących zajęć, gdy jedyną moją potrzebą jest sen 🙂 . Nikt mnie nie zmusi do nadmiernej eksploatacji w imię sloganu, że „trzeba mieć jakąś pasję”, kiedy wyzwaniem jest przeczytanie rozdziału książki.

Nie mam pasji, bo oddając się jej zaniedbuję inne sprawy. Szala wartości  przechyla się w jedną stronę, tym samym zaburzając balans.

Nie mam pasji, bo oddając się jej, choć na krótką metę czuję, że żyję, to w dłuższej perspektywie zaczynam odczuwać zmęczenie, irytację, różne psychosomatyczne dolegliwości, innymi słowy eksploatuję zasoby. Tak samo jak wtedy, gdy chcę doczytać rozdział do końca, choć rozum podpowiada, że czas na sen 🙂 .

Nie mam pasji, bo nie muszę niczego nikomu udowadniać, także sobie.

Nie mam pasji, bo wiąże się ona z perfekcjonizmem. A jak ten zaburza równowagę możesz przeczytać tu.

Nie mam pasji, czy raczej nie szukam ekscytujących zajęć na siłę, bo wówczas nie dostrzegam tego, co na co dzień przynosi mi satysfakcję i zadowolenie, sprawia przyjemność, radość, daje relaks, spokój, przypływ energii.

 

Gdy słucham lub czytam o tym, jak ktoś realizuje swoją pasję, to jednocześnie się zastanawiam, ile się za tym kryje poświęcenia, o którym już tak łatwo się nie wspomina.

Takim skrajnym przykładem oddania się pasji są himalaiści. Za swoją pasję, są gotowi oddać życie.

 

Praca nie jest moją pasją, choć pracuję z pasją

To, że nie mam pasji nie oznacza, że nie robię niczego z pasją. Wręcz przeciwnie potrafię zaangażować się bardzo mocno i właśnie mając tego świadomość pilnuję, by nie popaść w tę skrajność. Jako nastolatka zarywałam noce, by oglądać mecze z udziałem Michaela Jordana. Dziś zdecydowanie wolę się wyspać 🙂 . To, że nie mam pasji nie znaczy również, że nie robię tego, co sprawia mi przyjemność.

Wracając do przykładu z chodzenia z kijkami. Wyjście z domu, spacer może być przyjemnością, sposobem na relaks, zachowanie dobrej kondycji i rzeczywiście można to robić z dużym zaangażowaniem, ale niekoniecznie trzeba wszystko podporządkować tylko tej czynności. A już na pewno niekoniecznie muszę zostać instruktorem nordic walkingu 🙂 . Choć wiele z nasz czuje presję, by za radą Konfucjusza znaleźć pracę, którą kocha, by nie przepracować ani jednego dnia w życiu. Tylko, czy na pewno o to chodzi???

 

Czy warto mieć pasję?

Oczywiście, że warto. Mówi o tym szereg badań.

Pasja daje poczucie flow, bycia tu i teraz, spełnienia, samorealizacji, jedności z innymi. Uczy cierpliwości, odporności na zmęczenie i stres. Ćwiczy determinację w pokonywaniu trudności, konsekwencję w dążeniu do celu itd.

Ponadto odnoszę wrażenie, że Michel Jordan bez swojej pasji i bez tego bezgranicznego oddania i determinacji byłby przeciętnym zawodnikiem.

Choć ja zdecydowanie od pasji wolę zaangażowanie i rutynę  to nie znaczy, że nie podziwiam pasjonatów, wręcz przeciwnie. Michael Jordan jest tego najlepszym przykładem, przez lata był moim idolem :). Ponadto z pewnością chętniej pochodzę z kijkami z instruktorem pasjonatą niż z takim, który został nim przez przypadek.

Chciałam tylko pokazać, że nie każdy musi mieć pasję. Nie każdy potrzebuje tego napędu, żeby poczuć spełnienie, poczuć, że żyje, czy wreszcie, że jest…coś wart. Zresztą dla każdego pasja będzie czymś innym.

Mam wrażenie, że znaczenie pasji bywa wypaczane i nadużywane. I choć przedmiotem pasji często są działania, które przychodzą nam z łatwością, to jednak zorganizowanie życia tak, by mieć w nim czas na realizowanie pasji wiąże się z wysiłkiem i pogodzeniem się z brakiem równowagi.

Tobie z kolei pasja może dodawać skrzydeł i poczucie spełnienia, bo może nie potrzebujesz równowagiI pewnie to dzięki Tobie i innym pasjonatom możemy mieć idoli, być świadkami pobijania kolejnych rekordów, przekraczania granic ludzkich możliwości, korzystać z wynalazków.

Więc jeśli masz pasję, a jeszcze na dodatek zamieniłaś ją na zawód, to gratuluję. Jeśli jednak nie, to nie rób sobie wyrzutów, bo może wcale nie jest Ci potrzebna, by być zadowoloną ze swojego życia oraz by z zaangażowaniem oddawać się pracy czy innym aktywnościom poza nią.

Jeśli uważasz, że spłyciłam temat pasji, to pewnie masz rację. Dlatego już teraz zapraszam Cię do czytania o tym, dlaczego uważam, że pomysł, by przekuć swoja pasję w pracę nie jest do końca dobrym planem. To już niebawem

Miłego dnia

Gracjana

PS. Jeśli potrzebujesz podyskutować na temat równowagi w Twoim życiu zapraszam do grupy Work Life Balance w praktyce na Facebooku

 

Jak zadbałam o work life balance, pracując w terenie

Praca w terenie, ciągłe wyjazdy, nocowanie poza domem, biuro w samochodzie. Brak czasu na ćwiczenia, czy spotkania ze znajomymi. Notorycznie odwoływane wizyty u lekarza czy fryzjera. Jak mocno praca w terenie zdezorganizowała moje pozapracowe życie, możesz przeczytać tutaj. Continue reading „Jak zadbałam o work life balance, pracując w terenie”

Jak pracując w terenie, utraciłam work life balance?

Dawno, dawno temu pewnego pięknego lata leżeliśmy rodzinnie na gdyńskiej plaży. Patrzyliśmy na sunące po niebie chmury i rozmawialiśmy o tym, jaką chcielibyśmy mieć pracę. Byłam wówczas umęczona pracą w mało komfortowych warunkach. W pokoju bez okna, z kiepsko działającą klimatyzacją (a jak to wpływa na work life balance, przeczytaj w poście dotyczącym o syndromu chorego budynku). Co gorsza rozliczana raczej z tego, ile godzin spędzam za biurkiem niż z efektów swoich działań. Powiedziałam wtedy, że chciałabym pracę, w której nie musiałabym chodzić do biura i mogłabym sama planować  i organizować sobie zadania.

We wrześniu tego samego roku objęłam stanowisko Regionalnego HR Business Partnera – dostałam to, co chciałam. Czyli pracę samodzielną, nastawioną na budowanie relacji, w której nie sposób się nudzić. Pełną wyzwań i stawiania wyzwań innym, wymagającą ciągłego podnoszenia kompetencji i twardych i miękkich, ale też polegającą na zachęcaniu innych do tego samego.

Po pierwszym zachłyśnięciu się okolicznościami, wszelkimi technicznymi udogodnieniami, pracą w domu itd. itp. zorientowałam się, że owszem nie chodzę do biura, bo biuro mam w samochodzie, szefowa daje mi swobodę działania i rozlicza za efekty, za to w pracy jestem non stop. Do tego prawie nie ma mnie w domu. Każdego tygodnia nocuję poza nim, a jak już jestem to nadrabiam to, czego w terenie nie ma możliwości wykonać. Praca w terenie jest bardzo specyficzna. Śmiem twierdzić, że trudno zachować work life balance, zwłaszcza jeżeli tak, jak ja zatracasz się w pracy.

 

A oto, co ucierpiało w pierwszej kolejności

Odżywianie

Jeśli wyjeżdżając w trasę, nie zaopatrzyłam się w prowiant, musiałam liczyć się z tym, że do wyboru miałam zestaw RKSa ( hot dog z kawą lub colą) kupiony na stacji benzynowej, na której musiałam się zatrzymać, aby zatankować. No ewentualnie sieć fast foodów, sąsiadująca z tą stacją albo nic – ja najczęściej wybierałam nic. Jeśli jechałam na szkolenie, to zapewniony miałam catering, ale jeszcze długo po skonsumowaniu zastanawiałam się, co w nim było, bo nie pozwalał o sobie zapomnieć, skręcając mi jelita. Z kolei pracując w domu, potrafiłam tak zatracić się w pracy, że o 15 przypominałam sobie, że od śniadania nic nie jadłam. Jak pracujesz w biurze to zawsze ktoś coś je, idzie zrobić kawę, więc siłą rzeczy masz większą szansę na lunch, czy choćby sandwich od Pana Kanapki. W domu wprawdzie siedzisz w kapciach, ale nikt Ci o obiedzie nie przypomni…

 

Spotkania towarzyskie i rodzinne uroczystości

Musiałam zapomnieć o spotkaniach w tygodniu. Nawet jeśli zjeżdżałam z trasy o przyzwoitej porze, to byłam tak umęczona jazdą po polskich drogach, że na nic już nie miałam siły ( dość wspomnieć, że przed 2012 r. autostrada z Poznania do stolicy kończyła się w Strykowie, a potem…szkoda słów). Ponadto wiedząc, że następnego dnia bladym świtem znowu ruszam w drogę, w grę nie wchodziło nawet małe piwo, no i chciałam się położyć wcześniej spać. W weekendy z kolei próbowałam nadrobić czas z mężem i po prostu posiedzieć w domu, zwłaszcza po kolejnym z rzędu wyjeździe szkoleniowo – konferencyjno – projektowo –kwartalno – roczno – rozliczeniowo  –  integracyjnym. Tak, tak zdarzyło mi się urodziny męża i inne rocznice spędzać w pracy na drugim końcu Polski.

 

Wizyty u lekarza ( dbanie o zdrowie i urodę 🙂 )

Całkiem podobnie jak ze spotkaniami było z wizytami u lekarza, dentysty, czy fryzjera. Po pierwsze, nawet jeśli je zaplanowałam z dużym wyprzedzeniem, to bardzo często musiałam odwoływać, bo wypadało coś o priorytetowym statusie – jak np. wyjazd integracyjny 🙂 . A nawet jeśli już udało się wszystko zgrać i zaplanować, to wtedy wypadek na A4 albo A2 skutecznie uniemożliwił mi badania kontrolne, czy inne tego typu przyjemności.

 

Czytanie

Jeśli prowadzisz auto to oczywiste jest, że nie masz jak czytać. Zapytasz pewnie, dlaczego nie korzystałam z audiobooków? Korzystałam do czasu. Do momentu, kiedy jadąc do Zielonej Góry zorientowałam się, że jadę w przeciwnym kierunku na A2, kiedy zobaczyłam drogowskaz „Warszawa” z liczbą km do celu (na szczęście udało się zjechać i dotrzeć na czas 😉 ). Innym powodem dla którego nie korzystałam z audiobooków jest fakt, że w drodze niemal non stop wisiałam na telefonie. W końcu kiedy i gdzie, jak nie w samochodzie naładować się pozytywnie od rana z dziewczynami z zespołu albo pooddzwaniać po całym dniu szkolenia lub spotkań rekrutacyjnych.

 

Regularne ćwiczenia

Dotąd w moim przekonaniu regularne ćwiczenia odbywały się na sali klubu fitness podczas wybranych ulubionych zajęć prowadzonych przez ulubionych instruktorów.  Musiałam się pożegnać albo z regularnym ćwiczeniem albo z moim przekonaniem.  Co wybrałam?

 

 

Musiałam przeanalizować, co przeszkadza, a co pomaga zachować balans, co zależy ode mnie, a na co nie mam wpływu oraz co i jak mogę zmienić, żeby żyć w bardziej zrównoważony sposób.

Jak sobie zorganizowałam rzeczywistość, aby mieć choć namiastkę poczucia równowagi?  – zapraszam na kolejny post w tym cyklu.

 

A Ty pracujesz lub pracowałeś w terenie, jak to wpłynęło na Twoje życie?

A może masz swoje patenty na zachowanie balansu?

Podziel się nimi w komentarzu, obiecuję zebrać wszystkie porady w osobnym poście.

 

Miłego dnia

Gracjana

 

PS. Jeśli potrzebujesz podyskutować na temat równowagi w Twoim życiu zapraszam do grupy Work Life Balance w praktyce na Facebooku