Mamy wyznaczać cele, czy przyjmować życie takim, jakie jest? – czyli w oparach absurdu cz. 6

Wraz z Nowym Rokiem, kiedy wielu z nas spisało postanowienia noworoczne, wracam do cyklu „W oparach absurdu”, by przyjrzeć się sensowności wyznaczania celów. Zwłaszcza że coraz częściej słyszymy, by lepiej odpuścić i nie mieć oczekiwań i przyjmować życie takim, jakie jest.

Tym samym chciałabym przyjrzeć się dwóm punktom z  mojej listy absurdów:

  • Mamy wyznaczać cele określając stan idealny, a jednocześnie odpuścić oczekiwania.
  • Mamy brać życie w swoje ręce, a jednocześnie przyjmować z otwartymi rękami, co przynosi nam los.

 

Po co mi cele w życiu?

Większość swojego zawodowego życia spędziłam w lepiej lub gorzej zarządzanych korporacjach. Wszędzie tam miałam do czynienia z celami. Cele miesięczne, cele kwartalne, cele roczne. Nie wiem, na ile praca z celami jest dla mnie naturalna, na ile stała się taka właśnie dzięki zatrudnieniu w korpo, ale i w życiu prywatnym funkcjonuję na celach, znanych jako postanowienia, plany itd. Na to wszystko jeszcze nałożyła się praca coacha, która z gruntu opiera się na wyznaczaniu i realizowaniu celów.Do tego zakłada, że sami jesteśmy odpowiedzialni za swój los.

Do tego jestem niewolnikiem planowania i rutyny i wszelkie odstępstwa są, a przynajmniej kiedyś były dla mnie powodem do frustracji, złości czy wręcz paniki. Nie umiałam się pogodzić z tym, że nie mam na coś wpływu. Traciłam czas i energię na narzekanie, myślenie, co by było gdyby.

W zapanowaniu nad tymi reakcjami na odstępstwa od planów pomogło mi zrozumienie, że naszym życiem rządzi chaos i przestałam myśleć, że można go całkowicie wyeliminować, o czym możesz przeczytać tutaj. Do tego wciąż uczę się odróżniać sprawy, na które mam wpływ, a na które nie.

Gdy zainteresowałam się minimalizmem, to oczywiście wpadły mi ręce pozycje Leo Babauty. Zachęca on wręcz  do porzucenia celów oraz by wyzbyć się oczekiwań zgodnie z filozofią wu wei.

Jak pogodzić te sprzeczne tendencje? Próbowałam znaleźć odpowiedź w poście „Czy jest sens stawiać sobie cele w życiu”.

Jak zatem iść do przodu, rozwijać się, ułatwiać sobie życie, nie mając oczekiwań i godząc się na to, co nam się przydarza?

 

W moim przypadku udaje się to w następujący sposób:

 

Wiem, czego chcę, a czasem nie wiem…

Wiem, czego chcę, ale nie oczekuję, że będzie idealnie. Nie znaczy to, że nie planuję, nie wyznaczam sobie celów. Nie znaczy to, że nie pytam klienta o wizję przyszłości, jaka się przed nim roztacza, gdy osiągnie swój cel, co się wtedy zmieni i co mu to da.

Ale zdecydowanie dopuszczam odstępstwa. To niewątpliwie łączy się także z inną sprzecznością opisaną w poście dotyczącym bycia konsekwentnym.

Zatem wiem, na czym mi zależy? Co jest warunkiem koniecznym? Co ma tylko mglisty zarys. Staram się też odróżnić sytuacje, na które mam, a na które nie mam wpływu. Biorę pod uwagę, że wiele okoliczności niezależnych ode mnie po prostu może pokrzyżować mi plany. Jestem wówczas przygotowana, że być może przyjdzie mi dany cel porzucić.

Ale zdarza się też, że nie wiem, czego chcę… Był czas, że taki stan mocno mnie frustrował. Dziś, gdy przychodzi, to pozwalam mu chwilę pobyć, nie nakładam na siebie presji. Nie wymuszam na sobie decyzji, czy działań. Jeśli nie stoję przed koniecznością natychmiastowego postanowienia o czymś, to obserwuję, co przynosi życie, rozmowa z innymi, usłyszana historia. Dopiero wtedy plany i cele zaczynają się krystalizować.

 

Jestem odpowiedzialna za siebie

Wiem, że jeśli sama nie podejmę działania, by zmienić stan, który mi nie pasuje, czy w jakikolwiek sposób mi nie odpowiada, to małe szanse, by sytuacja sama z siebie się zmieniła. Choć bywa i tak, że czasem warto poczekać. Ale to nadal moja odpowiedzialność i decyzja, że nie robię nic, godzę się na to, co jest i czekam, co przyniesie życie. Wtedy jednak nie mam pewności, że to, co przyniesie będzie mi odpowiadać – dlatego wolę działać :).

 

Ustalam realistyczne cele

By pozbyć się nadmiernych oczekiwań, które powodują frustrację, zazdrość, złość itp. ustalam realistyczne, ale i konkretne cele. Takie, które mają pomóc przybliżyć mnie do mojej, a nie jakiejś wyidealizowanej wizji życia.

Jeśli nie mamy jasnej wizji tego, jak nasze życie ma wyglądać, to nie oceniamy działań krótkoterminowych w świetle tego, co chcemy osiągnąć. Wtedy zdarza się, że kierujemy swoją uwagę w niewłaściwą stronę, mówiąc wprost marnujemy czas.

Ważne jest by mieć wizję, ale czasem trzeba sprawdzić, czy nie jest ona wyolbrzymiona i to co już osiągnęliśmy jest wystarczające.

 

Staram się nie przejmować sprawami, na które nie mam wpływu

Chęć poczucia kontroli, panowania nad wszystkim to jedna z cech perfekcjonizmu, z którą wciąż walczę.

Dziś łatwiej pogodzić mi się z tym, że nie jestem w stanie wszystkiego przewidzieć i przygotować się na każdą ewentualność. Dzięki temu łatwiej mi się pogodzić z tym, że coś nie do końca idzie zgodnie z moich oczekiwaniami. Łatwiej mi przyjąć nawet trudne sytuacje, które mi się przydarzają, mając w głowie też to, że i one przeminą.

 

Odpuszczam – nic nie muszę

Wydaje mi się, że jestem niewolnikiem słów: „muszę” i „powinnam” – cały czas pracuję nad tym, by się od nich uwolnić. Do niedawna lubiłam mieć zaplanowane weekendy z wszystkimi sprawami, które muszę załatwić ze sprzątaniem włącznie. Denerwowałam się, gdy pytałam męża, co będziemy robić, odpowiadał: „To, na co będziemy mieli ochotę”. Dziś chętnie się temu poddaję i odpuściłam wiele takich „muszę” – zwłaszcza sprzątanie, które mocno zaburza moja równowagę.

Z jednej strony odpuszczam robienie rzeczy, na które np. szkoda mi czasu, a z drugiej staram się nie mówić „muszę”, ale w zamian „chcę, bo…” – czyli znajduję sens w danej czynności, do czego zachęcam i Ciebie – ćwiczenie znajdziesz w tym poście. Czyli jeśli już sprzątam to wtedy, gdy chcę, bo będzie mi przyjemnie wykąpać się w czystej łazience. Zrobię obiad, bo mam ochotę zjeść coś dobrego.

 

Nie oczekuję, że inni się zmienią

Już dawno przekonałam się, że tylko ja mogę coś zmienić w relacji, nie mogę oczekiwać, że ktoś się zmieni albo domyśli, o co mi chodzi.

 

Mówi się, że życie bez celu jest jak spakowanie walizki i wyjście – tylko nie wiadomo dokąd

Gdybym miała podsumować i spróbować zrównoważyć te sprzeczne tendencje to wskazałabym, że najistotniejsze jest zrozumieć, że sami jesteśmy za siebie odpowiedzialni i odkładając pewne decyzje również je podejmujemy, godząc się na obecny stan, aktualne życie. Jednocześnie bardzo przydatną umiejętnością jest rozróżnianie spraw, na które mamy wpływ jak w modlitwie o pogodę ducha, której autorstwo przypisywane jest Markowi Aureliuszowi:

Boże,

użycz mi pogody ducha,

abym godził się z tym,

czego nie mogę zmienić.

Odwagi, abym zmieniał to,

co mogę zmienić.

I mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego.

 

Z pomocą przychodzi filozofa stoicyzmu, która zakłada pogodzenie się z naturą rzeczy bez rezygnacji z działania.

Nie chodzi o to, by nie mieć oczekiwań, ale by nie były nadmierne i sztywne – także te wobec nas samych. Na przykład, jeśli oczekujesz, że będziesz ćwiczył codziennie, a już drugiego dnia coś pokrzyżowało te plany i zaczniesz trzeciego, to przecież nie wszystko stracone. Nie musisz się łajać i mówić, że masz słabą wolę. Ćwiczenie nawet raz w tygodniu jest lepsze niż całkowity brak ćwiczeń.

O ile cele warto mieć, bo to porządkuje nam priorytety na co dzień, o tyle warto sprawdzić, czy nasze oczekiwania nie przekształcają się w „muszę”, „powinienem”. Wszystko się zmienia – więc nic nie jest wieczne. Jeśli żyjesz w oczekiwaniu, że coś powinno być absolutnie takie lub absolutnie nie takie, albo że coś musi pozostać na zawsze takie, jak dziś, to czeka Cię frustracja.

 

A jak Tobie udaje się łączyć te przeciwności?

 


Pozostałe posty z cyklu „W oparach absurdu”:

Jak być młodym i doświadczonym, dojrzałym i naiwnym, czyli w oparach absurdu 2

Jak okazywać emocje i mieć je pod kontrolą? – czyli w oparach absurdu 3

Jak pomagać innym i nie dawać się wykorzystywać? – czyli w oparach absurdu 4

Mamy być konsekwentni i żyć zgodnie z zasadami, a jednocześnie pozostać elastyczni-czyli w oparach absurdu cz.5

Jak przestać się martwić i być przygotowanym na wszystko – czyli w oparach absurdu cz. 7

Mamy żyć prosto, a jednocześnie chcieć coraz więcej – czyli w oparach absurdu cz. 8

Mamy skończyć z perfekcjonizmem a jednocześnie się rozwijać, robić postępy, realizować cele, czyli w oparach absurdu cz.9

 


Miłego dnia

Gracjana

 

PS. Jeśli potrzebujesz podyskutować na temat równowagi w Twoim życiu zapraszam do grupy Work Life Balance w praktyce na Facebooku

Czy jest sens stawiać sobie cele w życiu?

Czy jest sens stawiać sobie cele w życiu? Pytanie to pojawia się coraz częściej w różnych kontekstach. Mnie zatrzymało, kiedy zastanowiłam się, czy wciąż muszę coś osiągać, za czymś gonić? Czy nie wystarczy mi to, jak jest i to, co mam?

Pozwól, że z pomocą przyjdzie mi Leo Babauta, który tak podsumował tę kwestię:

 

Żyj tu i teraz bez celu?

Cele są sztuczne

czyli robisz coś dla samego faktu, że trzeba coś robić, bo postawiłeś sobie cel, ale nie dlatego, że lubisz coś robić.

Cele ograniczają

jeśli Twoim nomen omen celem życiowym jest robić to, co kochasz, a przynajmniej to, na co masz ochotę, to stawiane cele często odciągają Cię od tych czynności, gdyż angażują Cię w inne działania.

Cele czynią presję i stres

żyjesz w poczuciu, że ciągle masz coś do zrobienia.

Cele zniechęcają

zdarza się, że ponosisz porażkę, a to powoduje, że się zniechęcasz. To z kolei odbija się na Twoim poczuciu wartości.

Cele nie pozwalają być tu i teraz

ustalając cele, myślisz o przyszłości zamiast skupić się na bieżących czynnościach.

 

Cele sprawiają że nie jesteś zadowolony, nie czujesz satysfakcji, nie jesteś szczęśliwy. Myślenie o tym, co jeszcze masz osiągnąć, powoduje, że odraczasz cieszenie się życiem tu i teraz. Zakładasz, że dopiero jak coś zdobędziesz, osiągniesz, to będziesz szczęśliwy, zaznasz spokoju, czy spełnienia. Tymczasem po zrealizowaniu danego celu okazuje się, że nadal nie jesteś szczęśliwy, więc ustalasz kolejny cel i tak w kółko.

„Sukces nie polega na osiąganiu czegoś w przyszłości, lecz na robieniu tego, co kochasz teraz”

Leo Babauta

 

Trudno nie zgodzić się z tak postawioną sprawą. Niemniej jednak osobiście nie zamierzam porzucić stawiania sobie celów.

 

Po co mieć cele?

Uczę się nowych rzeczy

stawiając sobie cele, może i odciągam się od przyjemnych spraw, ale za to uczę się nowych rzeczy. Poszerzam wiedzę i horyzonty, łapię nową perspektywę.

Ułatwiam sobie życie

nie chodzi mi zdobywanie niezliczonej liczy rzeczy, czy gadżetów. Jeśli jednak coś ma mi ułatwić życie, funkcjonowanie, to jestem w stanie na przykład obrać sobie cel zaoszczędzenia pieniędzy na jakiś sprzęt, który finalnie zapewni mi większy komfort.

Uczę się elastyczności

nie zawsze wszystko idzie zgodnie z planem. Uczę się przez to zmieniać plany, elastycznie podchodzić do tego, co mnie spotyka.

Dostrzegam nowe możliwości

czasami obrana droga do celu pokazuje mi nowe możliwości.

Poznaję nowych ludzi

realizując cele odwiedzam miejsca, uczestniczę w szkoleniach, dzięki którym zawieram nowe, często bardzo inspirujące, a czasem po prostu sympatyczne znajomości – a jak ludzie pomagają mi zachować poczucie równowagi przeczytasz tutaj.

„To, co dostajesz osiągając swoje cele, nie jest tak ważne, jak to kim się stajesz, osiągając je.”

Henry David Thoreau

 

Zatem jak bumerang wraca do mnie równowaga, tym razem w kwestii stawiania celów.

 

I w stawianiu sobie celów należy ją zachować.  To, co mi pomaga to przypominanie sobie, co jest dla mnie ważne i po co mi kolejna umiejętność lub rzecz, jeśli nie ma się nijak do moich priorytetów, to porzucam ten cel. Jeśli natomiast pozwala mi je realizować to kontynuuję pracę.

Jeśli nie wiesz, co chcesz osiągnąć w życiu to wszystko jedno, na co spożytkujesz czas – jeśli nie dążysz do konkretnego celu, to możesz wybrać dowolną drogę.

Jeśli jednak wiesz dokąd zmierzasz, to swój czas zaczniesz cenić i poświęcać go na te zajęcia, które przybliżają Cię do celu.

Tu warto wspomnieć o kolejne istotnej kwestii, jaką jest elastyczność pojmowana nie jako brak konsekwencji, ale jako pozwolenie sobie na to, by sprawdzić co jakiś czas, czy dany cel, dana wartość jest dla mnie aktualna, bo przecież pewne rzeczy zmieniają się z czasem, z doświadczeniem, żeby nie napisać z wiekiem 🙂 .

 

Czy jest sens stawiać sobie cele w życiu?

Czasem przychodzi taki okres w życiu, że naprawdę nie wiesz, czego chcesz. Osobiście doświadczyłam tego wielokrotnie, ostatnio zaraz po narodzinach córki. Niemal od razu pytano mnie, czy wracam do pracy. Sama poczułam presję, że przecież jestem na URLOPIE, to mogę coś wymyślić itp. itd. A może wtedy warto dać sobie czas, poddać się wu wei – działaniu przez niedziałanie. Dopiero taki stan i pozwolenie, by sprawy toczyły się swoim torem, otwiera nas na nowe wyzwania. Wtedy naprawdę nie ma sensu stawiać celów, bo tracimy energię na sztuczne inicjatywy, wcale niepotrzebne sprawy, często wbrew naszej naturze.

 

A jakie jest Twoje podejście do stawiania sobie celów?

 

Miłego dnia

Gracjana

 

PS. Jeśli potrzebujesz podyskutować na temat równowagi w Twoim życiu zapraszam do grupy Work Life Balance w praktyce na Facebooku

Jak się mają Twoje postanowienia noworoczne?

Minęły magiczne 21 dni nowego roku a Ty dalej palisz, waga nie drgnęła ani o gram. Do tego znowu kupiłeś pączka i znów postanowienia noworoczne poszły w niepamięć.

Mam dla Ciebie dobrą wiadomość te 21 dni to mit, z którym rozprawili się badacze. Continue reading „Jak się mają Twoje postanowienia noworoczne?”