Pracować z domu z dziećmi się nie da – więc jak to zrobić?

W tytule jednego z ostatnich wpisów na blogu pytałam: Dlaczego bierzesz pracę do domu?

Nie przewidziałam jednak takiej odpowiedzi, jaka dzisiaj w obliczu pandemii koronawirusa jest oczywista.

Tymczasem w sieci mnożą się artykuły o tym, jak pracować zdalnie. Jak się zorganizować i przygotować do pracy w domu. Jak wygląda home office w czasach koronawirusa. No i oczywiście jak wykorzystać ten czas przymusowej izolacji na rozwój zawodowy. I przyznam szczerze, że w zależności od nastroju albo tylko się uśmiecham pod nosem, albo parskam śmiechem. Albo rzucam mięsem. I nie dlatego, że artykuły te są niskich lotów. Albo że udzielane rady są nie trafione albo „od czapy”. Wręcz przeciwnie – sama mam przygotowany post o tym jak efektywnie pracować w domu. Jednak także mój tekst nie uwzględnia tego, jak wiele osób aktualnie musi pracować zdalnie z dzieckiem/z dziećmi w domu, często w tym samym pokoju! Do tego dzieląc z nim komputer!

Jasna sprawa, że nie ma możliwości stworzyć uniwersalnego poradnika, bo choć większość z nas jest w podobnej sytuacji, to przyglądając się z bliska okazuje się, że wszyscy mierzymy się z odmienną rzeczywistością.

 

Pracować z domu z dziećmi się nie da

Należę do tych osób, które uważają, że pracować z domu z dziećmi się nie da. Nie da się tak samo wydajnie, efektywnie, sprawnie, skutecznie, produktywnie, szybko, łatwo, bez wyrzutów sumienia, że coś lub kogoś zaniedbuję. Tak mam!

Co innego jeśli od dłuższego czasu masz wypracowane swoje strategie. Ewentualnie do tej pory musiałaś sobie zorganizować home office z dzieckiem tylko tymczasowo np. na tydzień podczas choroby dziecka. Trochę inaczej jest, kiedy nie wiesz, jak długą perspektywę masz przyjąć. A w związku z tym, jak zaplanować dzień, po to by jednocześnie wywiązywać się ze swoich obowiązków, ale też zadbać o relację z dziećmi. Bijesz się z myślami, czy chodzi tylko o to, by przetrwać do wieczora, czy jednak działać, mając w głowie dłuższą perspektywę…

Pewnie zdajesz też sobie sprawę z tego, że nie ma gotowej recepty na to, by nagle Twoje życie, a przede wszystkim praca przy energicznych, ciekawych świata dzieciach stała się prosta. Niemniej jednak kilka zasad, założeń, a może zmiana perspektywy może sprawić, że na skali zmęczenia i frustracji spadnie Ci jeden punkt.

 

Wyrozumiałość

Pandemia dotyka mniej bądź bardziej bezpośrednio wszystkich. Więc to normalne w tym czasie, że stres, frustracja, lęki, zmęczenie, złość udziela się nam na co dzień. Dotychczasowe strategie przestają działać, zagubiła się codzienna rutyna. To normalne! Więc zamiast sobie dokładać, może lepiej zafundować sobie wyrozumiałość. To inaczej zrozumienie, że nie da się być wydajnym i efektywnym jak dotąd. Nie da się, kiedy proces myślowy, ważne kalkulacje przerywane są mediacjami w sprawie zburzonej wierzy lub zabranej zabawki. Kiedy trzeba negocjować, żeby ktoś się w ogóle ubrał albo zjadł to co jest, bo najbliższa wizyta w sklepie za 3 dni, a to że zabrakło płatków nie jest większą tragedią niż obecna susza, czy sama pandemia. Albo kiedy trzeba wziąć na siebie jeszcze etaty nauczyciela matematyki, przyrody i języka obcego. Jeśli uda Ci spojrzeć na siebie i na pozostałych z większą wyrozumiałością, możesz przejść do następnego punktu.

 

Obniżona poprzeczka

Skoro nasza wydajność, efektywność, nasze możliwości i czas są ograniczone, to jedną z opcji dostosowania się do sytuacji jest obniżenie poprzeczki. Powściągnięcie wymagań wobec siebie i własnych standardów. Jeśli nie możesz sobie na to pozwolić w sferze zawodowej, to może warto odpuścić sprzątanie, gotowanie, oczekiwania wobec zachowania dzieci?

„Mierz siły na zamiary, lecz nie realizuj zamiarów na siłę.”

Janusz Gaudyn

 

Rutyna

Zachęcam Cię do przeczytania więcej o tym, co mam na myśli pod pojęciem rutyna. W przypadku próby wywiązania się z obowiązków zawodowych przy asyście dzieci rutyna może, choć (jak to z dziećmi bywa) nie musi być pomocna. Kiedy mamy ustaloną kolejność poszczególnych „zajęć”, w założeniu nie pytają setny raz kiedy obejrzą bajkę, kiedy się pobawimy, kiedy puszczę piosenki, bo „codziennie” robimy to w określonej kolejności albo jedna aktywność następuje po jakimś „kluczowym” momencie typu obiad. Przy czym aktualnie codziennie biorę w cudzysłów. Wiadomo, że przy dzieciach największą umiejętnością jest elastyczne albo jak to ostatnio modnie się zwie zwinne reagowanie na pojawiające się okoliczności.

 

Plan dnia, priorytety, podział obowiązków i praca w blokach

Ten punkt mógłby stanowić odrębny wpis. Poza tym teksty o planowaniu znajdziesz u innych. Nie będę oryginalna odsyłając Cię do Pani swojego czasu. To chyba u niej też spotkałam się ze zdaniem, że:

Planowanie nie jest sposobem na zrealizowanie wszystkiego. Planowanie jest sposobem na zrealizowanie tego, co jest dla nas ważne.

Nie przedłużając, chciałam zwrócić uwagę na kilka aspektów:

Tak jak  nie zawsze mama musi pójść na zasiłek opiekuńczy, bo może skorzystać z niego tata. A żeby zapewnić sobie płynność pracy mogą go brać naprzemiennie. Tak samo mogą się oni dzielić obowiązkami domowymi i opieką nad dziećmi na co dzień (nie tylko w czasach zarazy).

Jest mi niezręcznie o tym pisać, ale to wciąż tkwi w mentalności wielu kobiet i mężczyzn.  Dane, o których mowa choćby w tym artykule pokazują, że większość tzw. prac domowych spada na kobiety niezależnie od tego czy są aktywne zawodowo czy nie. I nie inaczej jest w czasie epidemii koronawirusa.

Może właśnie ten czas przymusowej izolacji, a jednocześnie wspólnego przebywania w domu jest dobrym momentem, by zadbać o równowagę także na tym polu. Przeczytaj więcej o tym , jak sprzątanie zaburza równowagę . Zachęcam do pobrania listy przykładowych obowiązków domowych, która być może ułatwi Wam „sprawiedliwy” podział.

Kolejny aspektem, na który chciałabym położyć nacisk to priorytety. Nie sztuką jest spisać listę rzeczy do zrobienia i potem nic nie zrobić. Sztuką jest wybrać sobie maksymalnie trzy punkty z tej listy i zaplanować czas na ich wykonanie. Oczywiście należy sprawdzić, które z tych zadań możesz wykonać mimochodem, przy okazji zerkając na lekcje dziecka, a do których będziesz potrzebowała ciszy i spokoju. Kiedy wiesz, że danego dnia o konkretnej godzinie masz ważnego „kola” albo telekonferencję, to umawiasz się z partnerem/mężem, że to on pilnuje dzieciaków. Jeśli wie o tym z wyprzedzeniem, jesteście w stanie zgrać swoje grafiki. Tak wiem, czasem telekonferencje wpadają niespodziewanie. Pytanie, czy coś strasznego się stanie nawet jeśli Twoje dziecko wtargnie przed kamerę? Przypominam Ci słynną ”wpadkę” prof. Roberta Kelly’ego.

No i ostatnia kwestia to działanie w blokach. Jeśli praca Twoja i partnera nie wymaga dyspozycyjności w konkretnych godzinach i możecie dowolnie ją zaplanować to warto podzielić obowiązki i opiekę nad dziećmi nad bloki. Udowodniono, że dla koncentracji, czy wydajności najlepsze są 90 minutowe bloki. Kiedy jedna osoba pracuje, druga ma na oku dzieci i tak naprzemiennie. Myślę, że to zdecydowanie bardziej produktywne, niż wtedy gdy niby oboje rodziców pracują, ale jednocześnie odrywają się od tego, co robią, chcąc przy tym „pilnować” dzieci. Wiadomo nie od dziś, że multitasking jest przereklamowany 🙂 .

 

Pracuj, kiedy możesz

Wiem, że to jedna z tych cudownych rad, które słyszałam, gdy zostałam mamą typu: pracuj, kiedy Twoje dziecko śpi. Problem w tym, że moje dziecko w wieku 6 miesięcy miało jedną 20 minutową drzemkę, po której przez godzinę dochodziło do siebie, a gdy miało półtora roku całkowicie zrezygnowało ze spania w ciągu dnia. Żeby było jasne w nocy też nie spało, więc wiesz, jaką reakcję wywołują u mnie takie rady.

Niemniej jednak wypracowałam sobie strategię robienia tego, co mam zaplanowane w tych krótkich nawet 10 minutowych okresach zanim moje dzieci zorientują się, że zniknęłam im z pola widzenia 🙂 . Czy mnie to nie frustruje, że muszę wciąż przerywać?  A jakże i to jak. Ale wychodzę z założenia, że robiąc coś nawet 10 minut zawsze popycham temat do przodu. Jednak ważne jest bym wiedziała, co mam robić w tych „blokach”, żeby nie tracić czasu na zastanawianie się, na co wykorzystać tę chwilę. Dlatego ustalam sobie trzy ważne sprawy na dzień, ale tylko jeden priorytet.

 

Zaprzyjaźnij się z elektroniką

A raczej naucz dziecko z niej korzystać. Owszem nie chciałabym, żeby moje dzieci godzinami siedziały przed telewizorem albo uzależniły się od gier. Sądzę jednak, że szeroko pojęta elektronika to nie tylko ślepe patrzenie w ekran. Więcej na ten temat można poczytać w książce „ Z nosem w ekranie. Szklana pułapka czy szansa na rozwój twojego dziecka” Anyi Kamenetz. Więc jeśli półtoragodzinny seans dobranego do wieku filmu nawet codziennie podczas tej kwarantanny zapewni Ci chwilę spokoju, żeby móc się skoncentrować, a potem kolejne chwile, kiedy dzieci będą odgrywać sceny z filmu, to myślę, że nie ma o co kruszyć kopii. Zwłaszcza że gdy wrócą do szkoły, przedszkola, to siłą rzeczy wrócicie do dawnej rutyny. No chyba że nie 😉 .

 

Co jeśli to nie działa

A co, jeśli robisz to wszystko, a nawet więcej, a nadal masz poczucie zmęczenia, frustracji, wyrzuty sumienia?

Odpowiedź nasuwa mi się jedna: Spróbuj wrócić do punktu pierwszego, w którym pisałam o wyrozumiałości. Bo to normalne, że pracować z domu z dziećmi się nie da. Zresztą nie tylko w domu. Wyobrażasz sobie, że wszyscy przyprowadzają dzieci do biura? Sądzisz, że ich efektywność wówczas będzie taka sama, jak w inne dni? Nie wydaje mi się. Za to choć nie do końca to akceptuję, to jednak przyjmuję do wiadomości, że koronwirus zabił work life balance. To normalne, że przychodzą kryzysy. Ale w końcu wszystko mija – nawet najdłuższa żmija 🙂 .

Powodzenia

Miłego dnia

Gracjana

 

PS. Jeśli potrzebujesz podyskutować na temat równowagi w Twoim życiu zapraszam do grupy Work Life Balance w praktyce na Facebooku

Równowaga to mit

Równowaga to mit.

Równowaga to mit, jeśli myślimy o niej jako o czymś danym raz na zawsze.

Równowaga to mit, jeśli myślimy, że w życiu można mieć wszystko i wszystkiego po równo.

Równowaga to mit, jeśli traktujemy ją jako cel ostateczny.

Równowaga to mit, jeśli myślimy o niej w perspektywie krótkookresowej.

Równowaga to mit i po raz kolejny dotarło to do mnie w ostatnich miesiącach.

Im bardziej szukam równowagi, tym bardziej widzę, że jej nie ma, a przynajmniej nie jest stanem permanentnym.

Po co więc do niej dążyć i o nią dbać? Choćby po to, by złapać inną perspektywę, kiedy już zbyt mocno oddalam się od tzw. złotego środka.

 

Równowaga to czasownik

Gary  Keller autor książki „Jedna rzecz” proponuje, by myśleć o równowadze nie jako o rzeczowniku, ale czasowniku. Przemawia to do mnie, zwłaszcza że odnoszę wrażenie, iż naszym życiem rządzi chaos, o czym pisałam tutaj. Tymczasem, aby lepiej radzić sobie z chaosem, warto umiejętnie balansować, równoważyć różne aspekty życia, pilnując jednych spraw bardziej. Natomiast odpuszczając w pozostałych.

Znowu przywołam metaforę linoskoczka, który chodząc po linie, balansuje ciężarem ciała, by się na niej utrzymać. A więc rzadko stoi bezczynnie. Raczej ciągle pracuje mięśniami. Ta metafora pokazuje także to, by patrzeć na życiową równowagę w dłuższej perspektywie. Lina jest dość długa i liczą się wszystkie kolejne kroki, jakie linoskoczek wykonuje na całej jej rozciągłości.

Dążenie do harmonii to oddalanie się i zbliżanie do wewnętrznego poczucia równowagi. To balansowanie i ciągłe sprawdzanie, czy na pewno zajmuję się priorytetami.

 

Priorytety czy priorytet?

Słowo priorytet pochodzi od łacińskiego słowa prior, czyli pierwszy, najważniejszy. Dziś natomiast zmagamy się z wieloma priorytetami. Oczywiście sama jestem zwolenniczką tego, by nie przechylać wagi tylko na jedną szalę, nie stawiać wszystkiego na jedną kartę. Zdecydowania wolę umiar i dbanie o różne aspekty naszego życia. Choćby po to, że jeśli jeden z filarów się załamie, inne pomogą mi utrzymać się w ryzach. A z kolei jeden zaniedbany obszar siłą rzeczy odbija się na pozostałych, o czym możesz przeczytać w poście o zarządzaniu energią.

Niektórzy sceptycy sensowności dążenia do równowagi doradzają, by zastąpić to określenie ustalaniem priorytetów, zwłaszcza że równowaga brzmi zbyt mgliście, a priorytety są konkretne.

Niemniej jednak warto zadać sobie pytanie, czy nie za dużo tych „priorytetów” w naszym życiu?

 

Równowaga to mit

Równowaga to mit, ponieważ oczywistością jest, że jeśli do czegoś dążysz, masz przed sobą cel albo zmagasz się z kryzysem, to siłą rzeczy żyjesz w nierównowadze. Tym bardziej żyjąc po swojemu, realizując swoje cele, czy jak kto woli pasje, rozwiązując problemy, skupiasz się mocniej na działaniach związanych z jedną dziedziną kosztem innych.

„ Zaangażowanie się w coś to mniejsza ilość czasu na coś innego”.

Gary Keller

Nierealne jest angażować się we wszystko z jednakową intensywnością. Nie na tym zresztą równowaga polega. Spójrz na kamienie zen, które mają symbolizować równowagę. One też nie są identyczne. Często te mniejsze dają podporę większym i to one być może są najważniejsze w tej konstrukcji. Chcąc robić wszystko z jednakowym zaangażowaniem, poświęcając wszystkiemu tyle samo energii i czasu sprawiasz, że niewiele spraw załatwiasz jak należy. A przecież nie chodzi o to, by ciągle mieć poczucie braku zadowolenia z jakości tego, co robię. Przy czym nie chodzi też o to, by przegiąć w drugą stronę i zapędzić się z perfekcjonistycznym podejściem.

Sztuką jest dostrzec, czemu poświęcić czas i jak długo, by ostatecznie nie zabrakło go na inne rzeczy.

 

Odpuszczanie bez wyrzutów sumienia

Mnie pomaga pogodzenie się z myślą, że równowaga to mit. Pomogło mi to także w ostatnim czasie, kiedy jednocześnie kilka ważnych spraw dopomina się o uwagę, czas i energię. Narodziny dziecka, przeprowadzka i tym samym wywrócenie do góry nogami świata drugiego dziecka, które zmaga się z wielkim kryzysem rozwojowym zwanym potocznie buntem.

Dla mnie brak równowagi to brak czasu na rzeczy najważniejsze. Aby tego uniknąć, godzę się z tym, że nie da się zajmować wszystkim, nie da się zrealizować wszystkich planów. Godzę się, że niektórych rzeczy robić nie mogę i robić nie będę jeszcze jakiś czas albo już nigdy, choć jest dobrze widziane, by je robić 🙂 . Godzę się na tymczasowe oddalenie się od poczucia harmonii, ale nie tak długie, żeby nie móc wrócić do spraw chwilowo zawieszonych.

Dostałam okazję, by praktykować odpuszczenie bez wyrzutów sumienia. Jakie znaczenie ma brudna podłoga w obliczu łez rozpaczy nad rozlanym mlekiem dwulatki. Jakie znaczenie ma wpis na blogu, kiedy miesięczniak chce spać, ale tylko na mamie.

Tak, teraz skupiam się na tym, co w danym momencie najważniejsze, choć niestety nie najłatwiejsze. Robię to po to, by w przyszłości przywrócić zdrowy balans w życiu całej rodziny. Lina jest wciąż przede mną. Być może chwilę na niej postoję, bo może za chwilę będę musiała biec, by się na niej utrzymać 🙂 .

Miłego dnia

Gracjana

 

 

 

 

Rodzina nie jest najważniejsza – czy wyznajesz swoje wartości?

Czy wiesz, jakimi wartościami kierujesz się w życiu? Czy są one takie same, jak rok, pięć, dziesięć lat temu, czy jednak ewaluowały. Czy są one powszechnie powtarzanym sloganem, czy naprawdę tym, w co wierzysz, co pozwala Ci ustawić priorytety? Continue reading „Rodzina nie jest najważniejsza – czy wyznajesz swoje wartości?”