Praca nie musi być pasją, być żyć z pasją

Najwyraźniej kwestia pasji tak mocno mnie pasjonuje, że powstaje już trzeci tekst na ten temat.
Wspominałam  już o tym, dlaczego nie mam pasji dlaczego nie zawsze warto łączyć pasję z pracą.

Do kolejnej refleksji na ten temat zachęciły mnie rozmowy z kandydatami do pracy, którzy opowiadali mi o tym, jak zapobiegają wypaleniu po kilkunastu latach pracy w jednej firmie przy stosunkowo powtarzalnych czynnościach. No i mocno dała mi do myślenia sytuacja, w której moja koleżanka z zespołu rekrutacji otrzymała kwiaty od osoby, którą zatrudniła z podziękowaniem za to, że zmieniła jej życie 🙂 .

Dziś o tym, że praca nie musi być pasją. Wystarczy swoją pracę lubić. Nie trzeba jej kochać. Za to pasje spokojnie można realizować poza nią.

 

Co dla Ciebie znaczy sukces?

Powracam do tezy Steva’a Jobsa, który powiedział, że warunkiem sukcesu jest robić to, co kochasz. Pytanie, co jest Twoim wyznacznikiem sukcesu?
Może wcale nie zależy Ci, by być znanym, zapracowanym, pochłoniętym całkowicie tym, co robisz zawodowo człowiekiem.
Może ważne dla Ciebie jest, by wieść przyjemne, zrównoważone  życie. A by takie mieć trzeba robić więcej przyjemnych, sensownych i celowych rzeczy. Ale niekoniecznie w pracy 🙂 .

Jeśli utożsamiasz sukces z poczuciem szczęścia, to zachęcam do lektury posta na ten temat. Przytaczam tam wyniki licznych badań, które wskazują, że dla poczucia szczęścia ważne jest, by robić rzeczy przyjemne, ale też takie, które mają głębszy sens.

 

Pracuj z poczuciem sensu

Jak wielu ludzi może pochwalić się tym, że łączy pasję z pracą? Jak wielu ludzi może powiedzieć, że ich praca jest jednocześnie przyjemna i celowa?

No właśnie…

Przeciętny Kowalski ( Paweł K., jeśli to czytasz, to wybacz…) idzie po prostu do roboty i jedyny cel, jaki mu przyświeca, to zarobić na utrzymanie…(choć oczywiście mogę się mylić 🙂 ) .

Bowiem ten przeciętny Kowalski nawet przyziemnym zajęciom jest w stanie nadać ważny cel.
Jakkolwiek naiwnie to brzmi,  to warto wypróbować zmianę perspektywy.
Tym bardziej jeśli masz pasję, czy hobby, które możesz realizować na innych polach.

Pani w okienku w urzędzie nie musi kochać swojej pracy, żeby wykonywać ją z zaangażowaniem. Natomiast głębszy cel, jaki może jej nadać, to bycie pomocnym dla „petenta” zagubionego w gąszczu przepisów. Albo nie musi kochać swojej pracy, ale docenić, że dzięki niej punktualnie o 15.30 wychodzi po to, by zająć się swoim hobby albo po prostu spędzić czas tak, jak lubi.

Podobnie pan pakujący książki do wysyłki może dostrzec cel w tym, że pakuje książki dla kogoś, kto długo odkładał na nie pieniądze. Albo dla kogoś, kto wręczy je komuś w prezencie, albo nauczy się z nich jak być lepszym rodzicem albo szefem.

Popłynęłam?

Być może. Ale to od nas zależy, czy będziemy chodzić do pracy za karę, czy jednak spojrzymy na nią, jak zajęcie, które może być częścią większej sensownej całości. I od nas zależy, na ile się w nie zaangażujemy, czyli czy będziemy pracować z pasją 🙂 .

Pracując z pasją, widzisz szerszy cel i sens, pokonujesz trudności. Czujesz, że pomagasz albo że jesteś częścią czegoś większego. Czujesz, że to co robisz, służy innym.

 

Praca nie musi być pasją – żyj z poczuciem sensu

Jeśli jednak nie jesteś w stanie dostrzec tej szerszej perspektywy w swojej pracy, to nic złego, jeśli po prostu potraktujesz ją jako źródło dochodu.

Twoja praca nie musi być pasją. Może być drogą spełnienia Twoich ambicji, a może być po prostu sposobem na  zapewnienie spokoju i bezpieczeństwa sobie i rodzinie. Może być narzędziem do zdobycia środków na realizację pasji.

Przy okazji omawiania tematyki work life balance, często pojawia się kwestia tego błędnego założenia, że należy oddzielić pracę od życia. Tymczasem praca jest częścią życia i ma sens nawet jeśli jest „tylko” źródłem dochodu.

Poza tym praca to nie tylko ta zawodowa, ta dzięki której zarabiamy na życie. Praca to wolontariat w hospicjum. Praca to działanie na rzecz ochrony klimatu. Praca to zaangażowanie w sprawy osiedla. Nie wspominam już o pracy, jaką jest bycie rodzicem.

Praca nie musi być pasją. Dla zachowania równowagi i zapobieganiu wypaleniu warto robić po pracy bardziej przyjemne rzeczy albo takie, które są użyteczne w szerszej perspektywie 🙂 .

A jak jest u Ciebie?

Pracujesz, czy żyjesz z pasją?

Miłego dnia

Gracjana

Work life integration zamiast work life balance?

Odkąd wróciłam do korporacyjnego kieratu, na nowo muszę nauczyć się dbać o równowagę. To, co sprawdzało się kiedyś, dziś nie ma zastosowania, bo w pracy w tak dynamicznym środowisku trudno np. o rutynę, której jestem zwolenniczką. Teraz jednak kluczowa jest elastyczność.

A Tobie jak idzie balansowanie?

Wiesz, że ważne jest zadbać o różne dziedziny życia. Być może wzięłaś sobie to mocno do serca. Może nawet za mocno i trzymanie sztywnego podziału na to, co zawodowe, a co prywatne kosztuje Cię za wiele: emocjonalnie, czasowo, finansowo… Próbujesz wdrożyć w życie kolejne narzędzia, a one nie działają. Sprawdź, dlaczego?

Być może hołdujesz zasadzie 3×8. Pisałam, że i ona nie działa. A to dlatego, że nie przystaje do wyzwań dzisiejszego świata.

Kiedy próbowano zaradzić wypaleniu zawodowemu, zaczęto mówić o work life balance. Wówczas rzeczywiście rozumiano równowagę jako separację tego, co zawodowe od tego, co prywatne. Ten podział jednak dziś nie ma racji bytu. Nie sprawdza się, kiedy jesteśmy dostępni dla szefa, klienta, męża/żony, dzieci, znajomych 24h na dobę, pracujemy i uczymy się z domu.

 

Work life integration zamiast work life balance

Dlatego dzisiejsi eksperci sugerują zintegrować życie prywatne i zawodowe zamiast je od siebie sztywno i sztucznie oddzielać. A dla rozróżnienia wprowadzają termin work life integration.

Dla mnie osobiście to tylko inna nazwa, gdyż idea work life balance nigdy nie kojarzyła mi się ze sztywnym podziałem. Ponadto zarówno jedno jak i drugie określenie wskazują, że życie i praca to odrębne dziedziny. A przecież praca jest częścią życia.

Więcej na temat tego, jak rozumiem i co dla mnie kryje się pod pojęciem work life balance możesz przeczytać w postach: „Czy na pewno potrzebuję równowagi” oraz „Czym nie jest work life balance”.

Niezależnie od tego, który termin bardziej Ci odpowiada  idealnie byłoby, gdyby po pracy najzwyczajniej się od niej odciąć (nawet jeśli Twoja praca jest jednocześnie pasją) i dać sobie czas na regenerację. Ale…

Oczywiście nie w każdym zawodzie da się opuścić „taśmę”, by obejrzeć przedstawienie w szkole.  Nie wyobrażam też sobie, gdyby lekarz, który przeprowadzał cesarskie cięcie odebrał telefon od żony podczas mojej operacji. Ale może to granice mojej wyobraźni są za wąskie.

Dlatego w idei równowagi życiowej ważne jest indywidualne wypracowanie swoich nawyków dbania o nią oraz efektywnego dla Ciebie integrowania różnych sfer.

O ile prowadzisz swój biznes, to Ty decydujesz, jak zarządzisz czasem. Jednak w realiach zatrudnienia na etacie, by work life integration mogło funkcjonować potrzeba jeszcze zmiany podejścia pracodawców, ale i mentalności samych pracowników.

Już chyba lepszego momentu na zmianę strategii nie będzie. Pandemia pokazała, że to, co do tej pory wydawało się niemożliwe, jak np. praca z domu, do tego z dziećmi, zdalna obsługa klienta, zdalne spotkania,  jest nie tylko realne, ale i może być bardziej efektywne .

 

Co możesz zrobić by dać sobie większa szanse na work life integration?

Po pierwsze choć w niektórych zawodach sztywny podział na czas pracy i po pracy istnieje, to w wielu przypadkach nie przystaje do realiów. To, co jest po Twojej stronie to sprawdzić, czy w ogóle taki sztywny podział jest Ci na rękę?

Czy po to, by złapać dystans, musisz się odciąć? Czy dla Ciebie idealnym rozwiązaniem będzie pozostawienie komputera w biurze, by nie kusiło Cię zaglądanie do niego w domu po godzinach pracy? Czy jednak bardziej komfortowe dla Ciebie jest „żonglowanie czasem” i planowanie zadań zawodowych i domowych w przeciągu całej doby? Czujesz się dobrze z tym, że w ciągu „godzin pracy” możesz załatwić coś prywatnego. A jednocześnie, kiedy masz pilną sprawę zawodową nie narzekasz, że musisz usiąść wieczorem, tylko dla własnego spokoju to po prostu robisz, by zamknąć temat i z poczuciem dobrze wykonanego obowiązku pójść spać?

Po drugie ustal z szefem, aby jasno określał, na kiedy potrzebuje odpowiedzi od Ciebie. Może się okazać, że on pisze do Ciebie po 22, ale nawet przez myśl mu nie przeszło, że Ty będziesz mu natychmiast  odpowiadać. Dla niego to po prostu wygodna pora, a Ty nadinterpetowałaś jego oczekiwania.

Po trzecie jeśli jednak szef liczy, że będziesz odpowiadać natychmiast to można spróbować ustalić realny czas na reakcję. A jeśli to nie pomoże …można  zmienić pracę :).

O roli komunikacji w dbaniu o work life balance na pewno jeszcze napiszę.

 

Work life integration czy work life balance?

Jak już wspomniałam, terminologia ma dla mnie drugorzędne znaczenie. A chodzi dokładnie o to samo.

Work life integration zakłada właśnie takie działanie, które pozwala Ci być efektywną, realizować swoje cele, regenerować się w zgodzie ze sobą. W zgodzie z tym, czego aktualnie, w konkretnej sytuacji potrzebujesz. Bez konieczności wyboru albo praca albo rodzina.

Jednocześnie to zgoda na to, że czasem nie masz wyjścia i szala przeważa się w jedną lub drugą stronę, by dopiero po pewnym czasie, po zażeganiu kryzysu, po zakończonym projekcie przywrócić balans.

Kiedy jesteś np. kadrową i jedyną osobą, która w firmie nalicza wynagrodzenia, to oczywistym jest, że w terminie wypłat nikt Cię nie zastąpi, a szef nie puści Cię na urlop. Od Ciebie będzie zależało zaplanowanie odpoczynku po takim każdorazowym okresie wymagającym cięższej pracy.

Czasami będę potrzebować odcięcia i wyłączę telefon. Innym razem, by być spokojną będę miała telefon włączony przy sobie, by trzymać rękę na pulsie. Jasne jest dla mnie, że jeśli jednego dnia urwałam się z pracy do lekarza, to nic złego w tym, jeśli następnego dnia wieczorem zajrzę do skrzynki i odpowiem na maile. Innymi słowy angażuję swoją energię i czas w to, co aktualnie tego wymaga, starając się równoważyć  wysiłek adekwatnym odpoczynkiem  i uwagą dla innych sfer w innym momencie.

Work life integration pozwala na satysfakcję bez sztucznych podziałów, na lepszą jakość życia.

Integracja różnych sfer życia nie oznacza, że nigdy nie dopadnie Cię poczucie, że czemuś w danym dniu poświęciłaś za mało albo za dużo czasu. Tu chodzi o generalne poczucie satysfakcji. Sama nie jestem w stanie zrelaksować się, czy wyluzować w zabawie z dziećmi, kiedy wiem, że czegoś nie dokończyłam. Zwłaszcza, kiedy wiem, że zajmie mi to chwilę. Wolę tę chwilę dłużej posiedzieć nad pracą, by potem już naprawdę z czystą głową poświęcić czas dzieciom, bo jak mówią eksperci jakość tego czasu ma znaczenie!

 

Pytanie więc, czy Tobie bardziej pasuje sztywny podział na sferę prywatną i zawodową, czy jesteś skłonna balansować płynnie uwagą, energią i uznać, że praca to część życia i pozwolisz jej przenikać w Twój prywatny czas?

Miłego dnia

Gracjana

 

 

 

 

 

Metoda 3×8, czyli czego nie robić, by zadbać o work life balance

Czy uczę się tabliczki mnożenia?

Nie, jeszcze nie ten etap w życiu moich dzieci.

3 x 8 to metoda jaką przed laty proponowano, by zadbać o work life balance, by uniknąć wypalenia zawodowego.

 

Na czym polega metoda 3×8?

Na każde 8 godzin pracy, powinno przypadać 8 godzin snu i 8 godzin na życie prywatne.

Czy to realne?

Sama wiesz, że to pytanie retoryczne.

Jeśli próbowałaś kiedykolwiek się do tego zastosować, to wiesz, że ta metoda nie działa.

 

Dlaczego nie działa?

Jest wiele przyczyn, dla których narzędzia nie działają.

Jednak co jest nie tak z metodą 3×8?

Idea choć słuszna, to nieprzystająca do dzisiejszego świata. Nic dziwnego, skoro wymyślono ją  jeszcze wtedy, kiedy dopiero rodziło się pojęcie work life balance, a więc na przełomie lat 70 i 80, kiedy to po prostu świat był kompletnie inny.

Nie korzystano z telefonów komórkowych, ani internetu, więc może wówczas rzeczywiście koncepcja miała rację bytu. Może były szanse na to, by po 8 godzinnym dniu pracy można było się od niej odciąć, poświęcić życiu prywatnemu, a potem grzecznie iść spać. Choć jak to piszę, to średnio to widzę. O ile technicznie być może dało się to zrobić, ale wypuścić pracę z głowy albo nie zabierać do niej rodzinnych kłopotów pewnie już mniej.

 

Metoda 3×8 jest nieskuteczna bo:

  • nie da się równomiernie podzielić doby

 

  • zmusza, by myśleć o tych dwóch światach jako konkurencyjnych a nie jako przenikających się wzajemnie

 

  • nie bierze pod uwagę, że work life balance to zarządzanie energią i uwagą a nie sztuczny podział życia na 3 obszary

 

  • nie uwzględnia indywidualnej sytuacji ani indywidualnych potrzeb

 

Dziś taki podział to tym bardziej utopia, gdyż żyjemy on line, a więc jesteśmy dostępni niemal 24h na dobę. Oprócz życia realnego, mamy to wirtualne. Szerszy i szybszy dostęp do informacji. Więcej pokus, jak choćby seriale, książki i czasopisma dostępne od ręki i tak można by wymieniać. Czyli ten kawałek tortu kiedyś dzielony na 3, dziś musi być dzielony na jeszcze więcej dziedzin. Jakich? To już sprawa indywidualna. Zachęcam Cię do wykonania ćwiczenia „Koło życia” dostępnego w moim ebooku, który możesz pobrać za darmo tutaj.

 

Co zamiast 3×8?

Nie work life balance rozumiany  jako rozbicie doby na trzy równe czasowo obszary , a work life integration.

Czyli zamiast szukać na siłę rozdziału pomiędzy pracą a życiem prywatnym, lepiej zadbać o integrację tych sfer.

Jeśli chcesz dowiedzieć się, co można w tej sprawie zrobić zajrzyj na bloga już wkrótce.

Miłego dnia

Gracjana

 

 

 PS. Jeśli potrzebujesz podyskutować na temat równowagi w Twoim życiu zapraszam do grupy Work Life Balance w praktyce na Facebooku.

4 lata blogowania – sprawdź urodzinowy prezent

Minęły 4 lata blogowania. 

Uśmiecham się na myśl, jak szeroko były zakrojone moje plany te 4 lata temu. 

Tymczasem życie miało dla mnie trochę inny scenariusz. Wciąż gram w nim główną rolę, mam pewien wpływ na ten scenariusz, ale mam wrażenie, że częściej nie mam. I coraz lepiej idzie mi godzenie się z tym. 

Jeśli śledzisz mnie w miarę na bieżąco, to na pewno zauważyłaś, że zaglądam tu rzadziej niż na początku. Zbyt wiele spraw domaga się mojej uwagi. 

Na tym etapie blog jest dla mnie odskocznią, pozwala mi lepić czarne dziury powstałe na skutek pieluszkowego zapalenia mózgu. Dzięki niemu staram się trzymać swoich dobrych praktyk. 

Nie wykluczam, że wrócę tu ze zdwojoną siłą, kiedy dzisiejsze priorytety będą mniej wymagające i angażujące. 

Zdecydowałam się po wielu latach wrócić na etat. Zbyt mało czasu upłynęło, by móc wyciągać jakieś wnioski, czy kusić się na podsumowania. Jednak z pewnością przyjdzie czas, gdy podzielę się swoimi spostrzeżeniami, wątpliwościami i mam nadzieję sukcesami w godzeniu życia zawodowego z osobistym. 

Dziś jeszcze mocniej widzę, że by zachować życiową równowagę, warto dzielić swoją uwagę i energię na różne dziedziny. A co za dużo, to niezdrowo. Każda skrajność może prowadzić do wypalenia. Z kolei work life balance wcale nie musi zakładać ustawienia pracy i życia osobistego na dwóch różnych szalach. Raczej chodzi tu o to, by po jednej stronie stało to, co nam służy, a po drugiej to, co nam nie służy zarówno w pracy jak i w tzw. czasie wolnym od niej. 

A jak na podsumowanie przystało pozwalam sobie przypomnieć najczęściej czytane posty w ubiegłym roku: 

 

 

 

 

Urodzinowy prezent

Wygląda na to, że wyzwania, jakie postawiła nam pandemia, to nie tylko kwestia uniknięcia zachorowania. Kwestia pracy, czy też kariery pozostaje ważna. 

Dlatego mam prezent z okazji 4 urodzin bloga: 

  • Dla pierwszych trzech osób, które napiszą do mnie maila z tytułem “CV” proponuję darmową konsultację odnośnie przygotowania dokumentów aplikacyjnych niezbędnych przy poszukiwaniu pracy 

 

  • Dla pierwszych trzech osób, które napiszą do mnie maila z tytułem “coaching” proponuję darmową sesję coachingową. 

 

Jestem ciekawa, co przyniesie kolejny rok i jaki będzie to miało wpływ na tematy poruszane na blogu. 

Jeśli jest coś, co szczególnie interesuje Cię w obszarze szeroko rozumianej równowagi, a nie znalazłaś dotąd odpowiedzi, czy inspiracji, to daj mi znać w komentarzu. Może Ty zainspirujesz mnie do poruszenia tej kwestii w najbliższej przyszłości. 

Dziękuję za dotychczasową obecność i proszę o więcej :). 

Miłego dnia 

Gracjana 

 PS. Jeśli potrzebujesz podyskutować na temat równowagi w Twoim życiu zapraszam do grupy Work Life Balance w praktyce na Facebooku

 

Czy warto być jak Steve Jobs? Czyli o tym, czy łączyć pasję z pracą?

Mówi się, że aby nie pracować nigdy więcej, należy robić to, co się kocha.

Pewnie sama znasz przykłady osób, którym udało się łączyć pasję z pracą, dzięki czemu zarabiają, robiąc to, co naprawdę lubią. A to czyni ich szczęśliwszymi, odczuwają mniej stresu – przynajmniej tak deklarują.

Wiążąc pasję z pracą z pewnością łatwiej osiągnąć satysfakcję i spełnienie, bo nie od dziś wiadomo, że nie tylko o pieniądze w pracy chodzi. Z pewnością też łatwiej zmotywować się do czegoś, co lubisz i w czym widzisz sens, niż zmusić się do codziennego wstawania z łóżka i dawania z siebie 100% tam, gdzie Cię nie doceniają i gdzie nie widzisz sensu podejmowanych działań.

 

Rób to, co kochasz, połącz pasję z pracą  –  to mit i presja

„Rób to, co kochasz robić. Znajdź swoją pasję. Jedynym sposobem, aby osiągnąć sukces jest kochać to, co robisz.”

Steve Jobs

Sądzę, że słowom Steve’a Jobsa nadaje się niepotrzebnie aż takiej mocy. I chyba na wyrost łączy się je z pracą. Wszak robić to, co się kocha można gdziekolwiek 🙂 .

Poza tym, czy naprawdę chcesz być jak Steve Jobs? Wielu jego pracowników, czy choćby jego dzieci, zwłaszcza najstarsza córka, mogliby powiedzieć coś więcej na temat tego, czy Jobs był rzeczywiście przykładem do naśladowania.

Tymczasem, owszem to wizjonerzy i pasjonaci zmieniają świat. Ale fakt, że Ty po prostu korzystasz z ich osiągnięć i wcale nie masz ochoty opuszczać strefy komfortu, nie oznacza, że masz się czuć winna.

 

Dlaczego nie zawsze warto łączyć pasję z pracą?

Z góry zaznaczę, że kibicuję wszystkim pasjonatom. A zwłaszcza tym, którzy chcą na swojej pasji zarabiać. Naprawdę potrzeba nam takich ludzi, którzy robią to, co lubią i zarażają swoim entuzjazmem. Ale ponieważ czasem coach otwiera oczy, to chciałam zwrócić uwagę na kilka aspektów, które warto rozważyć zanim podejmie się radykalne kroki. Zatem zanim rzucisz pracę w korporacji, sprawdź, jak ją „wykorzystać”, by łatwiej zamienić swą pasję w zawód.

Zanim zdecydujesz się połączyć pasję z pracą sprawdź, czy wzięłaś pod uwagę to, o czym piszę poniżej:

 

Pieniądze zabijają motywację

Pisząc o pracy z pasją, nie sposób nie wspomnieć o tej „słynnej” motywacji. Pisałam o niej także tutaj. Jednak szerzej ten temat przedstawia w książce  „Drive. Kompletnie nowe spojrzenie na motywację” Daniel H. Pink. Przytacza tam liczne badania nad motywacją i wnioski z nich płynące. Przez lata badacze zdążyli wielokrotnie potwierdzić, że naszymi działaniami kierują nie tylko wrodzone popędy i potrzeby, ale też siła napędowa, jaką jest wewnętrzna motywacja. Według nich na ten konstrukt składają się trzy elementy: poczucie autonomii, poczucie biegłości i poczucie celowości.

Jasne jest więc, że realizując pasje, jesteśmy sterowani właśnie wewnętrzną motywacją, bo robimy to, co i jak chcemy, pragniemy być w tym coraz lepsi i mamy w tym cel.

A teraz uwaga!

Kiedy uczestnicy otrzymywali pieniądze lub byli w inny sposób wynagradzani za to, co do tej pory robili spontanicznie i z przyjemnością, szybko tracili oni zainteresowanie tym działaniem. Mało tego, jeśli w kolejnych próbach tej nagrody nie obiecano, uczestnicy nie podejmowali wysiłku.

Po sieci krąży taka oto opowieść obrazująca to, jak pieniądze zabijają motywację:

Pewien mężczyzna, wychodząc z domu spotykał grupę chłopców, którzy dla zabawy rzucali w niego kamieniami. Pewnego razu zawołał chłopców i powiedział, że zapłaci im 2 dolary, jeśli będą rzucać w niego kamieniami. Kolejnego dnia powiedział chłopcom, że dziś ma dla nich tylko po dolarze za rzucanie w niego kamieniami. Kolejnego mógł im dać tylko pół dolara, a chłopcy stwierdzili, że im się to nie opłaca i przestali w niego rzucać.

Dlatego zanim zmienisz pasję na pracę zastanów się, czy wystarczy Ci tej wewnętrznej motywacji.

 

Czy Twoja pasja pozwoli Ci się utrzymać?

Tak, tak! Pieniądze to nie wszystko! Ale czy nie jest przypadkiem tak, że by zarobić tyle, ile na etacie musisz pracować dwa razy dłużej?

Do tego zamiast spełnienia i satysfakcji czujesz frustrację, bo nie stać Cię na to wszystko, co do tej pory?

Nie każda pasja musi mieć wymiar zarobkowy. Nie każdą pasję łatwo przekuć w intratne zajęcie.

Pamiętam rozmowę ze znajomą, która dla relaksu robiła na szydełku chusty. Kiedy jedną z nich zobaczyłam od razu podjęłam temat, czy nie dałoby się tego zajęcia „zmonetyzować” 😉 . Ale wystarczyła prosta kalkulacja. Jedną chustę mogłaby sprzedać za 100 zł –  maksymalnie za 200 zł. Wykonanie jednej zajmowało jej 12 godzin. Zakładając, że przez 5 dni w tygodniu robiłaby jedną chustę dziennie, to zarobiłaby mniej niż aktualnie na etacie, a nie wzięłyśmy pod uwagę kosztów materiałów, prądu, reklamy, prowizji platform sprzedażowych, ZUS-u itp. No i czy nadał szydełkowanie sprawiałoby jej przyjemność, gdyby musiała robić to codziennie od rana do nocy???

 

Czy łatwiej o work life balance czy o wypalenie zawodowe?

Już w poprzednim poście przestawiłam swoje stanowisko, że realizując pasję jednocześnie zaprzeczamy idei równowagi.

Jednak dla wielu osób połączenie pracy i pasji rzeczywiście daje szansę na zachowanie work life balance. Jednak w wielu innych przypadkach okazuje się, że w ciągu doby nie ma już na nic czasu prócz pracy, ups ! Przepraszam, na nic oprócz pasji.

Jest to o tyle ważne, że granica między tym co prywatne a zawodowe mocno się zaciera. I tu kij ma dwa końce. Kiedy pasja jest jednocześnie formą zarabiania na życie, może być trudniej o postawienie sobie jasnych granic i znaleźć czas na to, by odpocząć, spędzić czas z innymi, zrobić cokolwiek, co nie wiąże się z pracą, która jednocześnie jest pasją i …odwrotnie…

Wiele badań wskazuje na to, że pasja pozwala bardziej się „zapalić się” do wykonywania obowiązków. Jednocześnie to raczej pasja z jaką poświęcamy się hobby daje odpocząć, złapać dystans, nabrać sił.

Jednym z elementów zapobiegania wypaleniu zawodowemu jest oderwanie się od świata zawodowego, czy to poprzez spędzanie czasu z innymi, czy poprzez zaangażowanie się w hobby. Gdy pasja stanie sie pracą, w Twoim życiu może zabraknąć tego wentyla i równowagi.

 

Nie ma szefa, za to są klienci i urząd skarbowy

Liczyłaś, że będzie lżej, bo nie trzeba się użerać z szefem. Tymczasem musisz spełniać wymagania klientów 🙂 . Oczywiście trudno to porównać zero – jedynkowo, ale tak jak szef może zdecydować o tym, czy masz pracę, tak samo klient decyduje, czy będzie z Tobą pracować. Jasne, że działa to i w drugą stronę – klienta poniekąd możesz wybrać. Ty możesz zdecydować z kim nie podejmiesz współpracy. Szefa raczej nie wybierasz :).

Nie zmienia to faktu, że pracując na etacie, możesz zostać zwolniona. Ale tak samo jeśli np. nie dotrzymujesz terminów, możesz stracić klientów. A z kolei jeśli oni spóźniają się z płatnościami albo wcale nie płacą, Tobie brakuje na ZUS.

 

Muszę

Kiedy Twoja pasja zamienia się w pracę, w Twoim słowniku coraz częściej pojawia się słowo „muszę”:

→Muszę przygotować ofertę

→Muszę wystawić faktury

→Muszę zadzwonić do klienta

→Muszę rozpatrzyć reklamację

→Muszę wrzucić post na bloga

I takich „muszę” codziennie przybywa. Podczas gdy wcześniej robiłaś coś, bo tego chciałaś.

Zakładając firmę, często musisz być jednocześnie księgową, marketingowcem, sprzedawcą itd. Pytanie, czy wszystkie te „dodatkowe” zajęcia” nie odbiorą Ci radości z pasji?

 

Praca nie musi być pasją

To co nam w życiu przeszkadza, to przekonania. I uważam, że jednym z takich szkodliwych przekonań może być to o tym, że zawodowo należy robić to, co się kocha, gdyż w wielu przypadkach funduje tylko frustrację. Sama odnalazłam spokój, kiedy pogodziłam się z tym, że nie mam pasji. Poczułam, że przez lata dałam sobie wmawiać, że tylko dzięki pasji, można osiągnąć sukces, spełnienie, satysfakcję.

Kluczem do działania z pasją jest poczucie sensu. Co ważne, to my możemy nadać sens temu, co robimy. Nawet „zwykła” praca może być okazją i przestrzenią do rozwijania zainteresowań, czy też pasji rozumianej jako zaangażowanie w coś sensownego.

Ale o tym w osobnym poście 🙂 .

Miłego dnia

Gracjana

 

PS. Jeśli potrzebujesz podyskutować na temat równowagi w Twoim życiu zapraszam do grupy Work Life Balance w praktyce na Facebooku

Pracować z domu z dziećmi się nie da – więc jak to zrobić?

W tytule jednego z ostatnich wpisów na blogu pytałam: Dlaczego bierzesz pracę do domu?

Nie przewidziałam jednak takiej odpowiedzi, jaka dzisiaj w obliczu pandemii koronawirusa jest oczywista.

Tymczasem w sieci mnożą się artykuły o tym, jak pracować zdalnie. Jak się zorganizować i przygotować do pracy w domu. Jak wygląda home office w czasach koronawirusa. No i oczywiście jak wykorzystać ten czas przymusowej izolacji na rozwój zawodowy. I przyznam szczerze, że w zależności od nastroju albo tylko się uśmiecham pod nosem, albo parskam śmiechem. Albo rzucam mięsem. I nie dlatego, że artykuły te są niskich lotów. Albo że udzielane rady są nie trafione albo „od czapy”. Wręcz przeciwnie – sama mam przygotowany post o tym jak efektywnie pracować w domu. Jednak także mój tekst nie uwzględnia tego, jak wiele osób aktualnie musi pracować zdalnie z dzieckiem/z dziećmi w domu, często w tym samym pokoju! Do tego dzieląc z nim komputer!

Jasna sprawa, że nie ma możliwości stworzyć uniwersalnego poradnika, bo choć większość z nas jest w podobnej sytuacji, to przyglądając się z bliska okazuje się, że wszyscy mierzymy się z odmienną rzeczywistością.

 

Pracować z domu z dziećmi się nie da

Należę do tych osób, które uważają, że pracować z domu z dziećmi się nie da. Nie da się tak samo wydajnie, efektywnie, sprawnie, skutecznie, produktywnie, szybko, łatwo, bez wyrzutów sumienia, że coś lub kogoś zaniedbuję. Tak mam!

Co innego jeśli od dłuższego czasu masz wypracowane swoje strategie. Ewentualnie do tej pory musiałaś sobie zorganizować home office z dzieckiem tylko tymczasowo np. na tydzień podczas choroby dziecka. Trochę inaczej jest, kiedy nie wiesz, jak długą perspektywę masz przyjąć. A w związku z tym, jak zaplanować dzień, po to by jednocześnie wywiązywać się ze swoich obowiązków, ale też zadbać o relację z dziećmi. Bijesz się z myślami, czy chodzi tylko o to, by przetrwać do wieczora, czy jednak działać, mając w głowie dłuższą perspektywę…

Pewnie zdajesz też sobie sprawę z tego, że nie ma gotowej recepty na to, by nagle Twoje życie, a przede wszystkim praca przy energicznych, ciekawych świata dzieciach stała się prosta. Niemniej jednak kilka zasad, założeń, a może zmiana perspektywy może sprawić, że na skali zmęczenia i frustracji spadnie Ci jeden punkt.

 

Wyrozumiałość

Pandemia dotyka mniej bądź bardziej bezpośrednio wszystkich. Więc to normalne w tym czasie, że stres, frustracja, lęki, zmęczenie, złość udziela się nam na co dzień. Dotychczasowe strategie przestają działać, zagubiła się codzienna rutyna. To normalne! Więc zamiast sobie dokładać, może lepiej zafundować sobie wyrozumiałość. To inaczej zrozumienie, że nie da się być wydajnym i efektywnym jak dotąd. Nie da się, kiedy proces myślowy, ważne kalkulacje przerywane są mediacjami w sprawie zburzonej wierzy lub zabranej zabawki. Kiedy trzeba negocjować, żeby ktoś się w ogóle ubrał albo zjadł to co jest, bo najbliższa wizyta w sklepie za 3 dni, a to że zabrakło płatków nie jest większą tragedią niż obecna susza, czy sama pandemia. Albo kiedy trzeba wziąć na siebie jeszcze etaty nauczyciela matematyki, przyrody i języka obcego. Jeśli uda Ci spojrzeć na siebie i na pozostałych z większą wyrozumiałością, możesz przejść do następnego punktu.

 

Obniżona poprzeczka

Skoro nasza wydajność, efektywność, nasze możliwości i czas są ograniczone, to jedną z opcji dostosowania się do sytuacji jest obniżenie poprzeczki. Powściągnięcie wymagań wobec siebie i własnych standardów. Jeśli nie możesz sobie na to pozwolić w sferze zawodowej, to może warto odpuścić sprzątanie, gotowanie, oczekiwania wobec zachowania dzieci?

„Mierz siły na zamiary, lecz nie realizuj zamiarów na siłę.”

Janusz Gaudyn

 

Rutyna

Zachęcam Cię do przeczytania więcej o tym, co mam na myśli pod pojęciem rutyna. W przypadku próby wywiązania się z obowiązków zawodowych przy asyście dzieci rutyna może, choć (jak to z dziećmi bywa) nie musi być pomocna. Kiedy mamy ustaloną kolejność poszczególnych „zajęć”, w założeniu nie pytają setny raz kiedy obejrzą bajkę, kiedy się pobawimy, kiedy puszczę piosenki, bo „codziennie” robimy to w określonej kolejności albo jedna aktywność następuje po jakimś „kluczowym” momencie typu obiad. Przy czym aktualnie codziennie biorę w cudzysłów. Wiadomo, że przy dzieciach największą umiejętnością jest elastyczne albo jak to ostatnio modnie się zwie zwinne reagowanie na pojawiające się okoliczności.

 

Plan dnia, priorytety, podział obowiązków i praca w blokach

Ten punkt mógłby stanowić odrębny wpis. Poza tym teksty o planowaniu znajdziesz u innych. Nie będę oryginalna odsyłając Cię do Pani swojego czasu. To chyba u niej też spotkałam się ze zdaniem, że:

Planowanie nie jest sposobem na zrealizowanie wszystkiego. Planowanie jest sposobem na zrealizowanie tego, co jest dla nas ważne.

Nie przedłużając, chciałam zwrócić uwagę na kilka aspektów:

Tak jak  nie zawsze mama musi pójść na zasiłek opiekuńczy, bo może skorzystać z niego tata. A żeby zapewnić sobie płynność pracy mogą go brać naprzemiennie. Tak samo mogą się oni dzielić obowiązkami domowymi i opieką nad dziećmi na co dzień (nie tylko w czasach zarazy).

Jest mi niezręcznie o tym pisać, ale to wciąż tkwi w mentalności wielu kobiet i mężczyzn.  Dane, o których mowa choćby w tym artykule pokazują, że większość tzw. prac domowych spada na kobiety niezależnie od tego czy są aktywne zawodowo czy nie. I nie inaczej jest w czasie epidemii koronawirusa.

Może właśnie ten czas przymusowej izolacji, a jednocześnie wspólnego przebywania w domu jest dobrym momentem, by zadbać o równowagę także na tym polu. Przeczytaj więcej o tym , jak sprzątanie zaburza równowagę . Zachęcam do pobrania listy przykładowych obowiązków domowych, która być może ułatwi Wam „sprawiedliwy” podział.

Kolejny aspektem, na który chciałabym położyć nacisk to priorytety. Nie sztuką jest spisać listę rzeczy do zrobienia i potem nic nie zrobić. Sztuką jest wybrać sobie maksymalnie trzy punkty z tej listy i zaplanować czas na ich wykonanie. Oczywiście należy sprawdzić, które z tych zadań możesz wykonać mimochodem, przy okazji zerkając na lekcje dziecka, a do których będziesz potrzebowała ciszy i spokoju. Kiedy wiesz, że danego dnia o konkretnej godzinie masz ważnego „kola” albo telekonferencję, to umawiasz się z partnerem/mężem, że to on pilnuje dzieciaków. Jeśli wie o tym z wyprzedzeniem, jesteście w stanie zgrać swoje grafiki. Tak wiem, czasem telekonferencje wpadają niespodziewanie. Pytanie, czy coś strasznego się stanie nawet jeśli Twoje dziecko wtargnie przed kamerę? Przypominam Ci słynną ”wpadkę” prof. Roberta Kelly’ego.

No i ostatnia kwestia to działanie w blokach. Jeśli praca Twoja i partnera nie wymaga dyspozycyjności w konkretnych godzinach i możecie dowolnie ją zaplanować to warto podzielić obowiązki i opiekę nad dziećmi nad bloki. Udowodniono, że dla koncentracji, czy wydajności najlepsze są 90 minutowe bloki. Kiedy jedna osoba pracuje, druga ma na oku dzieci i tak naprzemiennie. Myślę, że to zdecydowanie bardziej produktywne, niż wtedy gdy niby oboje rodziców pracują, ale jednocześnie odrywają się od tego, co robią, chcąc przy tym „pilnować” dzieci. Wiadomo nie od dziś, że multitasking jest przereklamowany 🙂 .

 

Pracuj, kiedy możesz

Wiem, że to jedna z tych cudownych rad, które słyszałam, gdy zostałam mamą typu: pracuj, kiedy Twoje dziecko śpi. Problem w tym, że moje dziecko w wieku 6 miesięcy miało jedną 20 minutową drzemkę, po której przez godzinę dochodziło do siebie, a gdy miało półtora roku całkowicie zrezygnowało ze spania w ciągu dnia. Żeby było jasne w nocy też nie spało, więc wiesz, jaką reakcję wywołują u mnie takie rady.

Niemniej jednak wypracowałam sobie strategię robienia tego, co mam zaplanowane w tych krótkich nawet 10 minutowych okresach zanim moje dzieci zorientują się, że zniknęłam im z pola widzenia 🙂 . Czy mnie to nie frustruje, że muszę wciąż przerywać?  A jakże i to jak. Ale wychodzę z założenia, że robiąc coś nawet 10 minut zawsze popycham temat do przodu. Jednak ważne jest bym wiedziała, co mam robić w tych „blokach”, żeby nie tracić czasu na zastanawianie się, na co wykorzystać tę chwilę. Dlatego ustalam sobie trzy ważne sprawy na dzień, ale tylko jeden priorytet.

 

Zaprzyjaźnij się z elektroniką

A raczej naucz dziecko z niej korzystać. Owszem nie chciałabym, żeby moje dzieci godzinami siedziały przed telewizorem albo uzależniły się od gier. Sądzę jednak, że szeroko pojęta elektronika to nie tylko ślepe patrzenie w ekran. Więcej na ten temat można poczytać w książce „ Z nosem w ekranie. Szklana pułapka czy szansa na rozwój twojego dziecka” Anyi Kamenetz. Więc jeśli półtoragodzinny seans dobranego do wieku filmu nawet codziennie podczas tej kwarantanny zapewni Ci chwilę spokoju, żeby móc się skoncentrować, a potem kolejne chwile, kiedy dzieci będą odgrywać sceny z filmu, to myślę, że nie ma o co kruszyć kopii. Zwłaszcza że gdy wrócą do szkoły, przedszkola, to siłą rzeczy wrócicie do dawnej rutyny. No chyba że nie 😉 .

 

Co jeśli to nie działa

A co, jeśli robisz to wszystko, a nawet więcej, a nadal masz poczucie zmęczenia, frustracji, wyrzuty sumienia?

Odpowiedź nasuwa mi się jedna: Spróbuj wrócić do punktu pierwszego, w którym pisałam o wyrozumiałości. Bo to normalne, że pracować z domu z dziećmi się nie da. Zresztą nie tylko w domu. Wyobrażasz sobie, że wszyscy przyprowadzają dzieci do biura? Sądzisz, że ich efektywność wówczas będzie taka sama, jak w inne dni? Nie wydaje mi się. Za to choć nie do końca to akceptuję, to jednak przyjmuję do wiadomości, że koronwirus zabił work life balance. To normalne, że przychodzą kryzysy. Ale w końcu wszystko mija – nawet najdłuższa żmija 🙂 .

Powodzenia

Miłego dnia

Gracjana

 

PS. Jeśli potrzebujesz podyskutować na temat równowagi w Twoim życiu zapraszam do grupy Work Life Balance w praktyce na Facebooku

Chcę wrócić do mojej nienormalności – czyli jak koronawirus zabił work life balance

Długo zbierałam się do napisania tego posta. Bo co tu napisać o równowadze, work life balance, czy próbach zachowania normalności, gdy pewnie większość z nas marzy już o powrocie do swojej codziennej nienormalności – jak powiedziała (a ściślej rzecz ujmując napisała na messengerze moja przyjaciółka). Marzy, by odzyskać wolność, swobodę decydowania, móc zaplanować wakacje, spotkać się z przyjaciółmi.

Niby wszyscy jesteśmy w podobnej sytuacji. A jednak każdy z nas mierzy się z czymś kompletnie odmiennym.

Jednych wykańcza samotność. Inni nie mają chwili spokoju. Kolejni, chodząc do pracy, narażają życie swoje i swoich bliskich. Jeszcze inni muszą wybierać między pracą a rodziną i w ich przypadku nie mowy o połączeniu tych sfer. Mam na myśli np. osoby z przygranicznych miejscowości. Na co dzień mieszkają one w Polsce, ale pracują za granicą. Co ważne lubią swoją pracę, a nie mogą jej wykonywać zdalnie, a po zamknięciu granic muszą wybrać … rozłąkę z bliskimi albo pracę. Co z kolei ma zrobić samodzielna mama, która nie ma babci do pomocy, nie miała umowy z nianią opiekującą się jej dzieckiem, więc nie przysługuje jej zasiłek opiekuńczy, a do pracy iść musi? No i nawet nie jestem w stanie wyobrazić sobie sytuacji osób, które straciły pracę albo zostały zmuszone do zawieszenia działalności i pozostały bez środków do życia.

Niestety nie da się zaopiekować wszystkimi problemami, jakie pojawiły się wraz z epidemią koronawirusa.

Sama jednak muszę przyznać, że nie zamieniłabym moich zmartwień na żadne z wyżej wymienionych ani innych, o których nie dane było mi (na szczęście) usłyszeć.

Jeśli nawet koronawirus nie wpłynął na nas bezpośrednio, to z pewnością sytuacja jaką wywołał odbija się na naszym poczuciu równowagi.

 

JAK KORONAWIRUS ZABIŁ WORK LIFE BALANCE

Podejrzewam, że wiele osób zmuszonych pracować z domu początkowo ucieszyła wizja możliwości płynnego połączenia pracy, życia rodzinnego, obowiązków domowych i oczywiście relaksu.

Zastanawiam się, jakiej odpowiedzi większość z nich udzieliłaby dziś na pytanie o poziom odczuwanego zmęczenia na skali od 1 do 10.

Ciekawa też jestem, ile z tych osób nie marzy o niczym innym niż powrót do biura. Z „wymagającym” szefem, korkami po drodze, czyli do swojej nienormalności 🙂 .

Pojawiają się już pierwsze szacunki, że od początku pandemii pracujemy dłużej nawet o dwie, trzy godziny.*

Ta większa aktywność zawodowa może wynikać z kilu kwestii:

– jeśli masz dzieci i na dodatek pilnujesz, by uczyły się zdalnie, to siłą rzeczy Twój czas aktywności zawodowej jest zaburzony i tym samym wydłużony. W końcu często nadrabiasz zaległości wieczorami albo wczesnym rankiem zanim domownicy się obudzą;

– ponieważ wszelkie wieczorne wyjścia towarzyskie, kulturalne, czy sportowe zostały ograniczone, to być może przychodzi Ci do głowy, że skoro i tak nie masz nic lepszego do roboty (!) to popracujesz jeszcze trochę;

– ponieważ także Twoi koledzy, klienci, przełożeni są dostępni online czujesz się zobowiązana pracować tak długo jak oni, zwłaszcza gdy … patrz punkt poniżej:

– w obawie przed zwolnieniem podwajasz wysiłki, by udowodnić swoją przydatność czy wręcz, że jesteś niezbędna dla firmy;

– korzystając z home office nie masz jak inaczej pokazać, że pracujesz niż … pracując 🙂 .  Może stąd wiele firm notuje wzrosty produktywności 🙂 . Poza tym w końcu bez wszystkich tych bardzo ważnych spotkań możne popracować efektywnie 🙂 . A VPN skutecznie  zniechęca nas do zaglądania na FB.

Granice między pracą a życiem prywatnym zacierają się. Co zresztą jest kwintesencją podejścia work life integration. Jednak nie zapominajmy, że ogranicza nas kwarantanna, więc nie mamy do końca swobody planowania, czy też żonglowania obowiązkami i innymi bardziej przyjemnymi aktywnościami.

 

TO NORMALNE

Czasy nie są normalne, więc normalne jest, że czujesz się sfrustrowana, wściekła, wkurzona, zmęczona, bezsilna i bezradna, ubezwłasnowolniona, odcięta, samotna, zmartwiona, że się boisz i nic Ci się nie chce. Albo odwrotnie tak bardzo Ci się chce, że zaraz eksplodujesz, jeśli czegoś nie zrobisz.

To normalne, że w tym właśnie czasie balans jest zachwiany. To najlepszy przykład na to, że równowaga nie jest nam dana raz na zawsze, a w naszym życiu jak twierdzi Jon Mincy chaos albo właśnie trwa, albo niedawno się skończył, albo możemy się go spodziewać w nieodległej przyszłości – więcej możesz przeczytać tu.

Inaczej organizujesz życie rodzinne nawet jeśli dużo pracujesz, kiedy możesz wyskoczyć na rower, puścić dzieci na plac zbaw. A po drodze z pracy kupić do jedzenia to, na co macie ochotę. Gdy nie musisz planować, co będziecie jedli przez cały tydzień, bo jak zabraknie np. ulubionych płatków, to będzie tragedia. Nawet jeśli już wcześniej korzystałaś z home office, to wiesz, że inaczej planuje się dzień, gdy masz komfort pracy samodzielnej, inaczej z dziećmi. Bo o ile pewne rozwiązania się sprawdzają na krótką metę, np. na czas choroby dziecka, to w dłuższej perspektywie niestety już nie. W ogóle ciężko planuje się, gdy końca ograniczeń nie widać. Dlatego następny wpis będzie o tym, że z dziećmi w domu pracować się nie da 🙂 i co zrobić, żeby się dało?

Tymczasem zachęcam, byś określiła, jak bardzo jesteś zmęczona na skali 1 do 10. Po czym pomyśl o jednej rzeczy, która jest w Twoim zasięgu, na którą masz wpływ, a która pomogłaby Ci zejść o jeden punkt niżej i zrób ją.

 

A MOŻE SĄ JAKIEŚ PLUSY?

Abstrahując od skrajnych sytuacji, o których wspominałam powyżej, od ryzyka zachorowania, utraty pracy, dochodu i in. Czy widzisz jakieś plusy?

Być może właśnie ta sytuacja stała się dla Ciebie nieoczekiwaną sposobnością do tego, żeby wreszcie równowagę poczuć. Może dostrzegasz jakieś korzyści w dłuższej perspektywie albo w globalnym rozmiarze?

Ja zdecydowanie tak. Co nie znaczy, że nie tęsknię za swoją nienormalnością. Choć wiem też, że wcale nie będzie tak jak dawniej. I może dobrze 🙂 .

 

A jak Ty się masz w czasach zarazy? Czy koronawirus zabił work life balance, a może wręcz przeciwnie?

 

Miłego dnia

Gracjana

∗ dane te pochodzą od dostawcy usług VPN  – NordVPN , skalkulowano je na podstawie godzin logowania do systemów, więcej możecie przeczytać w tym artykule

 

PS. Jeśli potrzebujesz podyskutować na temat równowagi w Twoim życiu zapraszam do grupy Work Life Balance w praktyce na Facebooku

Zanim rzucisz pracę w korporacji

Zanim rzucisz pracę w korporacji na rzecz prowadzenia własnej działalności, zadaj sobie kilka podstawowych pytań:

 

  • co jest dla Ciebie ważne w pracy zawodowej: stabilność, bezpieczeństwo, wyzwania? A może by zrobić swoje i mieć święty spokój? A może jeszcze coś innego?

 

  • co daje Ci satysfakcję w pracy: wspinanie się po szczeblach kariery, uczenie się nowych umiejętności, gratyfikacja finansowa? Czy coś jeszcze?

 

  • jesteś ekstra czy introwertykiem: lubisz pracować sama, czy czerpiesz energię z kontaktów z innymi? A może wiesz, jak to połączyć?

 

Gdy już znajdziesz odpowiedzi, to zastanów się, czy te ważne aspekty i potrzeby możesz zaspokoić w pracy w korporacji? Czy może dać Ci je tylko własna firma? Czy da się robić to, co lubisz tylko na swoim? Czy można pogodzić pasję z pracą na etacie?

Wiele osób łudzi się, że gdy rzuci pracę w korporacji, to uda im się zachować work life balance. Wiele osób w związku z tym widzi w firmie przyczynę i powód zaburzonej równowagi. Często obwiniają  szefa, zarząd, rynek pracy i liczą, że jak tylko wymyślą i otworzą swój biznes, to ich życie będzie usłane różami.  Wiele osób myśli, że z pasją można pracować tylko w swojej firmie…albo że praca musi być pasją…

Sama pracuję w kolejnych korporacjach już kilkanaście lat. Byłam też zatrudniona w małej kilkuosobowej firmie, więc mam porównanie. Wiem, jakie korzyści płyną z pracy w korporacji. Wiem też, jakie są zagrożenia i ograniczenia. Ale wiem też, że to nie firma dba o mój work life balance (choć oczywiście może w tym pomóc). Za to ja sama muszę o siebie zadbać. Na miarę możliwości, jakie faktycznie daje zatrudnienie na etacie i praca „u kogoś” oraz specyfika stanowiska, o czym pisałam w poście o tym jak utraciłam work life balance, pracując w terenie.

To truizm, ale nie każdy nadaje się do pracy na własny rachunek. No bo jeśli zależy Ci na płynności finansowej, lepiej czujesz się w przewidywalnym środowisku i jeszcze by naładować akumulatory albo rozładować napięcie musisz się wygadać, to samotne – może i przewidywalne „dzierganie na drutach” nie przyniesie Ci – przynajmniej szybko – stabilizacji finansowej. No i nie będziesz miała z kim ponarzekać 🙂 .

A o tym, że można być zadowolonym z pracy i starać się zachować work life balance także pracując na etacie przekonuje się coraz więcej osób.

 

Co możesz z tego mieć?

Niezależnie od tego, czy jesteś przekonana, że tylko prowadząc własną działalność, możesz się realizować i dbać o work life balance, czy wciąż się wahasz, to warto wiedzieć, co Ci daje praca w korporacji i czy jesteś w stanie z tego zrezygnować.

A oto z czego rezygnujesz:

  • zazwyczaj jasna ścieżki kariery, jasno określony zakres obowiązków

 

  • stabilizacja finansowa – łatwiej Ci zaplanować wydatki, zyskać zdolność kredytową

 

  • benefity pracownicze – jeździsz autem służbowym? Jak myślisz, jakie dodatkowe koszty eksploatacji auta musisz uwzględnić w swoim budżecie? Albo czy jesteś gotowa przesiąść się do komunikacji miejskiej 😉

 

  • większa przewidywalność – łatwiej zaplanować wyjazdy, wakacje

 

Jeśli nie dostarczasz wyników, czy nie spełniasz oczekiwań szefa, możesz wylecieć z pracy. Jeśli nie dostarczasz wyników swoim klientom i nie spełniasz ich oczekiwań, to ich tracisz. Wychodzi na to samo.

Ponadto pracując w korporacji, nie podpisujesz cyrografu. Pracę na etacie łatwiej zmienić niż zmienić profil działalności, zaczynać od początku zdobywać klientów albo…znów powrócić na etat po latach pracy dla siebie.

Jeśli rzeczywiście jesteś w stanie zrezygnować z powyższych przywilejów, to zanim rzucisz pracę w korporacji wykorzystaj ją do cna. To, co tam sobie weźmiesz, to czego się tam nauczysz, wykorzystaj w prowadzeniu własnego biznesu.

Podam Ci przykład. Kiedy urodziła się moja córka, okazało się, że jest tzw. nieodkładalnym dzieckiem, więc za radą wielu osób skorzystałam w kursów chustonoszenia.  Jeden z nich prowadziła dziewczyna, która rzuciła pracę w korporacji i znalazła sobie inną drogę. Drugi taka, która od początku zajmowała się właśnie doradztwem chustowym – nigdzie wcześniej nie pracowała na etacie.

Jak myślisz, na którym kursie się więcej nauczyłam?

Kurs przygotowany przez pierwszą dziewczynę miał strukturę. Po kolei przechodziła przez kolejne punkty. Najpierw dużo wyjaśniała od strony teoretycznej, związanej z fizjologią i anatomią, dopiero wtedy przeszła do ćwiczeń w praktyce.

Drugi kurs był tak chaotyczny, że osobie mającej pierwszy raz do czynienia z chustami mogło się odechcieć nosić dziecka w chuście. „Wykład” polegał na tym, że prowadząca co chwilę  pytała: „co to ja Wam chciałam powiedzieć, może macie jakieś pytania”. Ja miałam, ale nie potrafiła odpowiedzieć na  żadne z nich, tłumacząc np. przykład tym, że ona już dawno skończyła nosić swoje dzieci!!!

Może interpretuję na wyrost, ale śmiem twierdzić, że pierwsza dziewczyna wyniosła dobre nawyki z korporacji. Druga nie miała po prostu takiego doświadczenia.

Nie twierdzę absolutnie, że nie można dobrze poprowadzić szkolenia, czy prezentacji bez pracy w korporacji, ale z pewnością w korporacji się tego uczysz  – czasem chcąc, nie chcąc. Praca w korporacji niejako wymusza na Tobie rozwój, bycie na bieżąco z nowinkami, przepisami. Nikogo nie obchodzi, że na studiach Cię uczyli tak, skoro wiedza już dawno się zdezaktualizowała. Wymagane jest byś ją aktualizowała. Często robisz to na koszt firmy, która wysyła Cię na kursy i szkolenia, na które tak często narzekasz. Tymczasem pracując na własny rachunek, po pierwsze musiałabyś sama za wszystko płacić, po drugie znaleźć na to czas 🙂 .

 

Zanim rzucisz pracę w korporacji, wiedz co ta Ci daje:

•   Uczy pracy projektowej.

W większości korporacji bierzesz udział w różnych projektach. Masz też szansę nauczyć się zarządzania nimi w profesjonalny, ustrukturyzowany sposób. A zarządzanie projektami to szereg praktycznych umiejętności bardzo przydatnych przy zakładaniu firmy (wszak to duży projekt) i w ogóle prowadzeniu biznesu. O niektórych z nich będzie w kolejnych punktach.

 

•  Uczy zarządzania czasem.

Masz wysypkę na słowo „deadline”?  Ja mam. Ale dzięki temu, że w korporacji wszystko ma deadline, musisz dobrze planować swój czas pracy. Myślę, że stanowcza większość pracowników korporacji ma przynajmniej jedno szkolenie z zarządzania czasem za sobą. A wielu miało szansę poznać różnorodne podejścia i wybrać coś dla siebie (no chyba, że firma wymusza jedną właściwą metodę 🙂 ).

 

•   Uczy zarządzania ludźmi i pracy w zespole.

Nawet jeśli Twój zespół nie jest liczny to i tak uczysz się pracy z innymi, bo np. musisz współdziałać z osobami z pozostałych działów, z klientami, dostawcami itd. Biorąc udział w projektach, uczysz się godzić interesy różnych stron. Jeśli do tego pełnisz funkcję kierownika lub szefa projektu, to uczysz się zarządzania ludźmi i tego bezcennego doświadczenia nikt Ci już nie zabierze, za to Ty możesz je wykorzystać w zarządzaniu własnym zespołem w swojej firmie 🙂 .

 

•   Uczy profesjonalnej obsługi klienta.

Korporacje, które znam, mają świetnie wypracowane ścieżki  i procedury obsługi klienta – tak wewnętrznego jak i zewnętrznego. Jeśli nawet widzisz, że coś nie do końca działa albo mogłoby działać lepiej, to tylko zyskujesz wiedzę, jak wypracowane już schematy przełożyć na obsługę klienta w swojej firmie. I jeszcze wiesz, jak je udoskonalić. Bo nie liczy się tylko, co sprzedajesz, czy oferujesz, ale przede wszystkim jak. W korporacji uczysz się też, że najbardziej lojalnym klientem może zostać ten, który złożył reklamację…

 

•   Uczy pracy z celami.

W korporacjach wiele systemów motywacyjnych opartych jest o realizację celów. Zyskujesz więc wiedzę, jak te cele rozbić na czynniki pierwsze i skutecznie je realizować.

 

•   Uczy biznesowego podejścia.

Budżety, raporty, analizy, praca ze wskaźnikami – może to właśnie to, czego bardzo nie lubisz. Jednak kiedy już przejdziesz na swoje, nie będziesz zdziwiona, gdy starając się o dotację, będziesz musiała przygotować biznes plan, będziesz umiała zaplanować budżet, będziesz odróżniać przychód od dochodu. Łatwo policzysz, że np. by zarabiać tyle, ile na etacie w korpo, u siebie musisz pracować…16 godzin na dobę albo przy zachowaniu 8 godzinnego dnia pracy, zarobisz połowę mniej 😉 .

 

•   Daje wiedzę na temat tego, czego chcesz w pracy, a czego nie albo w czym jesteś dobra.

Pracując w korporacji, spotykasz się z różnymi sposobami zarządzania, podejściami do czasu pracy, różnymi wartościami, czy wreszcie procedurami. Widzisz, co działa, co nie działa. Widzisz, co Ciebie motywuje, a co wręcz zniechęca do działania. W procesie oceny pracowniczej siłą rzeczy musisz się zastanowić, jakie są Twoje mocne strony, a z czym masz problem. Jakie zadania przychodzą Ci z łatwością, a co lepiej oddelegować innym, by nie tracić na to czasu i energii. Dostajesz feedback i nawet jeśli coś pójdzie nie tak, to masz szansę na poprawę. We własnej firmie błąd może kosztować Cię utratę klienta.

 

•   Daje możliwość zakupu sprzętu.

W korporacji często możesz wykupić dosłownie za „symboliczną” sumę używany komputer, telefon, czy nawet samochód. No chyba, że stać Cię by w swoją firmę wyposażyć tylko w nowe sprzęty 🙂 .

 

Zanim rzucisz pracę w korporacji naucz się dbać o work life balance

Zanim rzucisz pracę w korporacji, naucz się dbać o work life balance. Jeśli tego nie potrafisz, to we własnej firmie tym bardziej nie będziesz tego, ani umiała, ani robiła.

Zanim rzucisz pracę w korporacji sprawdź, czy jednak to właśnie dzięki niej nie jest Ci łatwiej zadbać o work life balance. Może najpierw sprawdź, czy nie należy po prostu zmienić korporacji zamiast rzucać się na własną firmę. Może najpierw sprawdź, czy to Twoje przekonania i perfekcjonistyczne zapędy nie pozwalają Ci odpuścić, zamknąć pracy w biurku i wyjść z firmy o ludzkiej porze i z czystym sumieniem oddać się przyjemnym sprawom i …odpocząć. Może to nie szef ma wobec Ciebie wygórowane oczekiwania, ale sama je na siebie nakładasz? Może da się polubić pracę, którą wykonujesz i pracować z pasją na etacie? Ale o tym innym razem…

Miłego dnia

Gracjana

 

PS. Jeśli potrzebujesz podyskutować na temat równowagi w Twoim życiu zapraszam do grupy Work Life Balance w praktyce na Facebooku

Czy grozi Ci wypalenie zawodowe?

Wypalenie zawodowe zostało oficjalnie wpisane na listę chorób WHO jako „syndrom zawodowy”. Z niektórymi chorobami pożegnaliśmy się, za to cywilizacja przynosi nam nowe…

Czy wypalenie zawodowe może dotyczyć Ciebie? Wg WHO jeśli pracujesz zawodowo, bo choroba ta dotyczy stresu, jakiego doświadczamy w pracy, to być może tak.

 

Jeśli…

Jesteś w pracy, głównie głową, niemal 24h na dobę, niezależnie od tego, czy dla kogoś, czy na własny rachunek. Bierzesz pracę „do domu”, zapominasz o jedzeniu, stawiasz sobie wysokie standardy, nigdy nie odpuszczasz. Zamiast po pożywny posiłek sięgasz po kolejną kawę albo co gorsza napój energetyczny. Nie masz czasu, a przede wszystkim siły na nic poza pracą, nawet na sen, a jeśli już masz, to nie możesz spać. Zaniedbałaś znajomych i  najbliższych. Powtarzasz sobie, że kiedyś to się zmieni, kiedyś będziesz miała czas na sport i przyjemności, odkładasz życie na później.

Aż w końcu przychodzi taki moment, gdy czujesz się permanentnie zmęczona i zniechęcona. Masz wrażenie, że Twoje wysiłki idą na marne i nie są doceniane, zaczęłaś „warczeć” na współpracowników, unikasz telefonów od klientów?

Czy kiedyś czekałaś z niecierpliwością na poniedziałek, a teraz myśl o nim zatruwa Ci niedzielne popołudnie?

 

Być może dopadło Cię wypalenie zawodowe

Z jednej strony na co dzień nadużywamy tego sformułowania,  z drugiej strony bagatelizujemy sygnały płynące z ciała, a z trzeciej wypalenie zawodowe nie jest diagnozowane zbyt często, a raczej mylone choćby  z depresją, do której w konsekwencji ignorowania objawów może dojść. Inną konsekwencją zaniedbania sygnałów wypalenie może być zaawansowany poziom chronicznego zmęczenia, które już nie tylko komplikuje nam funkcjonowanie w sferze zawodowej, ale przenosi się na inne dziedziny.

Wypalenia zawodowe nie jest tylko konstruktem teoretycznym, a  mechanizm jego powstawania został opisany na bazie badań prowadzonych wśród pracowników socjalnych, wolontariuszy, pielęgniarek, psychologów, psychiatrów, pracowników więzień itp. Zjawisko to jako pierwsi badali niezależnie od siebie psychiatra Herbert Freudenberger i psycholog społeczny Christina Maslach.  Ponieważ zaobserwowali  te niepokojące syndromy m.in. w środowisku terapeutów temat wypalenia początków był swoistego rodzaju tabu.

 

Kto jest najbardziej narażony na to zjawisko

Najczęściej o wypaleniu mów się w kontekście zawodów usługowych i pomocowych, gdzie dochodzi do kontaktów interpersonalnych wymagających zaangażowania emocjonalnego, ale i dużych oczekiwań klienta.

Jednak na wypalenie możesz być narażona także jeśli nie wykonujesz takiego zawodu jak pielęgniarka, nauczyciel, terapeuta czy pracownik opieki społecznej.

Jeśli bardzo angażujesz się w swoją pracę, sukcesy  i porażki jakie w niej odnosisz traktujesz osobiście, ponadto jesteś ambitna i starasz się spełniać wszystkie, nawet te mało realistyczne oczekiwania przełożonych, czy współpracowników. I im bardziej „podpaliłaś się” na początku, tym łatwiej o pojawienie się u Ciebie takich symptomów jak: zmęczenie, bezsenność, irytacja, poczucie bezsensu podejmowanego wysiłku.

Na wypalenie narażone są osoby, dla których praca jest ważnym aspektem życia i koncentrują się na niej, lekceważąc, bądź poświęcając inne sfery, dochodzi wówczas do zaburzenia równowagi i wtedy łatwiej o wypalenie.

„Nie możesz się wypalić, jeśli nigdy nie płonąłeś” 
Jeff Schmidt

 

Po czym poznać wypalenie zawodowe

Objawy wypalenia zawodowego łatwo pomylić z innymi problemami, dlatego też łatwo je zbagatelizować.

Wg WHO, aby mówić o wypaleniu zawodowym, należy zaobserwować następujące symptomy: poczucie wyczerpania, negatywny stosunek lub cynizm, zmniejszenie efektywności.

Sprawdź, czy w codziennym funkcjonowaniu pojawiają się u Ciebie poniższe sygnały:

 

W sferze fizjologicznej:
  • Ciągłe zmęczenie, wręcz wyczerpanie
  • Bóle głowy, żołądka, podwyższone ciśnienie
  • Bezsenność
  • Spadek odporności i podatność na infekcje

 

W sferze emocjonalnej:
  • Przygnębienie
  • Zmienność nastrojów, łatwe wpadanie w złość
  • Poczucie bezradności
  • Obniżona samoocena, brak wiary we własne kompetencje
  • Uczucie zawodu wobec samego siebie
  • Złość i niechęć
  • Poczucie winy i krzywdy
  • Przeżywanie lęków o przyszłość i stabilność pracy

 

W sferze zachowań:
  • Izolacja, wycofanie się, unikanie kontaktów (przekładanie terminów spotkań, nieodbieranie telefonów)
  • Rezygnacja z dotąd cieszących aktywności i pasji
  • Absencja
  • Obojętność albo cynizm wobec klientów i/lub współpracowników
  • Zmniejszenie efektywności pracy
  • Uleganie wypadkom
  • Złe zarządzanie czasem

 

Według Maslach, aby odróżnić wypalenie zawodowe od chociażby zmęczenia wynikającego ze złej organizacji pracy, nadmiaru obowiązków czy depresji, muszą wystąpić 3 czynniki:

wyczerpanie emocjonalne, które objawia się m.in. stałym napięciem psychofizycznym, różnego rodzaju symptomami psychosomatycznymi  jak bóle głowy, problemy gastryczne, częste przeziębienia, ale też ogólną drażliwością, pesymizmem, zniechęceniem nie tylko do pracy

depersonalizacja – wiąże się z obojętnością na potrzeby innych pracowników, poczuciem bezsensu i cynizmem, obwinianiem klientów za niepowodzenia, skracaniem czasu kontaktu, zwiększaniem dystansu

obniżone poczucie dokonań własnych – kiedy to efekty pracy nie są zadowalające, spada poczucie kompetencji i skuteczności, w ślad za tym idzie zniechęcenie do podejmowania kolejnych wyzwań, przez co faktycznie praca może zostać negatywnie oceniona – łatwo popaść w błędne koło.

 

Jak możesz sobie pomóc?

Jak zwykle istotna jest profilaktyka, by nie dopuścić do wypalenia. Czyli jak zwykle umiar i dbanie o balans w różnych dziedzinach życia.

Banalna sprawa, ale niezwykle istotne jest odpoczywanie w pracy i po pracy, ale też na urlopie.

  • rób sobie przerwy w pracy co około 90 minut

 

  • pamiętaj, aby jeść (nie chodzi o obsesyjnie zdrowe odżywianie, ale posiłki, które są niezbędne do właściwego funkcjonowania)

 

  • dbaj o regenerujący sen – jeśli pomagają Ci drzemki, to z nich korzystaj

 

  • wykorzystaj przysługujący Ci urlop nawet jeśli nie zamierzasz nigdzie wyjechać, nie odkładaj życia i odpoczynku na później

 

  • naucz się odmawiać i delegować zadania

 

 

 

  • nie stroń od aktywności fizycznej

 

 

Jak sama widzisz, eksperci nie polecają nic odkrywczego.

Ponieważ nie wiem, co u Ciebie się sprawdza, sama musisz sobie odpowiedzieć na kilka pytań:

  • co jest dla mnie ważne?

 

  • jak mogę odpocząć?

 

  • co daje mi moja praca?

 

  • co mi przeszkadza w pracy?

 

  • co mogę zmienić: w nastawieniu, w organizacji pracy, w relacjach z szefem, z współpracownikami, z klientami , może po prostu firmę?

 

  • co mogę odpuścić, z czego mogę zrezygnować?

 

  • co mogę zrobić w pierwszej kolejności?

 

Zastanów się, czy podpisujesz się pod powiedzeniem:

„Jeśli ktoś proponuje Ci miejsce w rakiecie lecącej w kosmos, to do niej wsiadasz”

Czy podejmujesz się kolejnych wyzwań, niezależnie od tego, czy masz zasoby w postaci kompetencji, umiejętności, energii, czasu. Nie potrafisz odmówić, boisz się, że Cię coś ominie? Obawiasz się oceny i mówisz sobie:  „co mnie nie zabije, to mnie wzmocni”? To sygnał, że wypalenie zawodowe może dopaść również Ciebie.

Warto jest podejmować wyzwania, ale czy masz świadomość ceny i czy jesteś gotowa ją zapłacić?

Miłego dnia

Gracjana

 

PS. Jeśli potrzebujesz podyskutować na temat równowagi w Twoim życiu zapraszam do grupy Work Life Balance w praktyce na Facebooku

 

 

2 urodziny bloga, czyli co dziś znaczy dla mnie work life balance

Minął kolejny rok mojego blogowania.

Już nawet nie pamiętam, po co zaczęłam, choć łatwo sobie przypomnieć zaglądając do pierwszego posta 🙂 .

Dziś piszę tu już z trochę innych powodów. O ile jeszcze jakiś czas temu obawiałam się, że temat się wyczerpie, że zabraknie mi pomysłów na posty, o tyle teraz widzę, że kwestia work life balance jest jak matrioszka. Kiedy otwieram jedną lalę pojawia się następna i tak bez końca.

Okazuje się bowiem, że temat jest wielowymiarowy, a i moje podejście z czasem się zmienia. Pewne praktyki nie zdały egzaminu, inne otworzyły mi oczy na nowe aspekty. Kiedy uporam się z jedną bolączką, pojawia się następna albo odkrywam w sobie zasoby, by zająć się kolejną.

Być może dziwią Cię niektóre tytuły, czy tematy poruszane przeze mnie, bo z czym innym kojarzy Ci się work life balance. Ale to dobrze, bo nikt nie jest w stanie odpowiedzieć Ci na pytanie, jak Ty masz o niego dbać.

Niemniej jednak przy okazji podsumowania postanowiłam napisać o tym, czym dla mnie jest work life balance i bardziej ogólnie dbanie o życiową równowagę.

Co dziś znaczy dla mnie work life balance?

Żyć w zgodzie z wartościami

Dlatego tak często namawiam Cię, by poznać, bądź zweryfikować, co aktualnie jest dla Ciebie wartością. Może jest nią praca i nikomu nie musisz się z tego tłumaczyć, bo nie zawsze rodzina, czy pasja jest najważniejsza. A może ten czas, kiedy praca była dominującą sferą życia już minął. To nie oznacza, że jesteś leniwa albo wypalona, ale masz inne priorytety.

Robić i mieć coraz mniej

Nie jestem minimalistką w potocznym tego słowa znaczeniu. Natomiast z pewnością jestem oszczędna w sferze materialnej, ale i eksploatacji wewnętrznych zasobów ( choć akurat tego wciąż się uczę). Dlatego często znajdziesz na blogu inspiracje ideą minimalizmu w kwestii upraszczania i ułatwiania sobie życia. Wiąże się to zarówno z redukcją stanu posiadanych rzeczy, ale też odpuszczania w wielu aspektach (np. sprzątania 🙂 ) i efektywnego odpoczywania i zarządzania energią.

Pozwolić sobie na niedoskonałość

Dlatego tak często przeczytasz u mnie o perfekcjonizmie i jego negatywnym wpływie na work life balance.

Robić to, co sprawia mi przyjemność i to co ma sens

Znajdziesz na blogu także posty o szczęściu ( tutajtu), choć sama nie chcę poddawać się jego dyktaturze. Dlatego wolę mówić o dobrostanie, dobrym samopoczuciu, czy w końcu o poczuciu równowagi. Martin Seligman np.  twierdzi, że są trzy drogi do szczęścia: droga przyjemności, droga zaangażowania i droga sensu. Same doczesne przyjemności nie dadzą nam poczucia szczęścia, bo szybko z przyjemnych stają się normalne, neutralne. Nie znaczy to, że nie warto umilić i uprzyjemniać sobie rzeczywistości. Natomiast skuteczniejsze w osiąganiu szczęścia, czy też dobrostanu jest życie w zgodzie z własnymi predyspozycjami i rozwijanie talentów, zwłaszcza po to, by pomagać innym, a więc robić coś sensownego.

Przestać się martwić

Czyli wiedzieć, na co mam wpływ, a na co nie i przestać się na tym koncentrować. Jestem zwolenniczką brania odpowiedzialności, bo wiem, że nikt – ani mój szef, ani firma, ani mąż, a już na pewno nie dzieci 🙂   – nie zadbają o mój work life balance.

Czuć to, co czuję

Dlatego poruszam tematy związane z emocjami. I choć teraz dość często towarzyszą mi te mniej przyjemne, to staram się im nie zaprzeczać.

Realizować cele, ale pozostać elastycznym i nie za wszelką cenę

Od lat pracuję w środowisku, gdzie realizacja celów jest czymś naturalnym. Sama jednak staram się, by cele, jakie sobie wyznaczam, były moimi i nie boję się ich zmieniać albo z nich rezygnować, jeśli przestają przybliżać mnie do równowagi.

Nie marnować czasu ani energii

Czyli trochę o technikach zarządzania czasem. Ale też o tym, by nie tracić czasu na sprawy nic nie wnoszące, czy to do mojego rozwoju, czy dbania o work life balance np. na pracę,  która okrada mnie z czasu, poczucia sprawstwa, poczucia wartości itd.

Docenić, to co mam

Czyli o poczuciu obfitości, ale też optymalnym optymizmie, który pozwala cieszyć się z małych rzeczy, wierzyć, że dam siebie radę i nie muszę czekać  na wojnę, by cieszyć się z tego, co jest dziś.

Śmiem twierdzić, że jeśli zajrzę tu za rok, to lista może się wydłużyć, a przynajmniej zmienić kształt 🙂 .

Tymczasem z okazji 2 urodzin mam jedno życzenie. Napisz w komentarzu:

Co dla Ciebie oznacza work life balance?

Miłego dnia

Gracjana